niedziela, 30 października 2016

Rozdział 32

Rozdział 32 
Lekcja Miłości

Tej nocy Fauna nie spała dobrze. We śnie widziała wydarzenia z celi swojej siostry. Już od ponad tygodnia męczy ją jeden i ten sam koszmar. Rozmowa z Othelią, a następnie jej śmierć w blasku, którą przeplatają słowami przepowiedni. Za każdym razem budzi się zlana potem i krzykiem na ustach, wypełniającym całą panującą w pokoju ciszę. Wstaje z łóżka, spogląda w kulę, a kiedy widzi, że z siostrzeńcami jest wszystko w porządku, siada przy biurku i zaczyna płakać. W tej pozycji spędza czas aż do rana, kiedy wreszcie uspokaja się, żeby znów udawać, że nic się nie stało. Wszyscy mają dyrektorkę za osobę surową i twardą, jednak w rzeczywistości już dawno załamałaby się, gdyby nie empatia i magia Kupida oraz codzienne wizyty Skalara.
Poranek wreszcie przyniósł ukojenie. Poszła do łazienki, wzięła gorący prysznic. Z szafy wyciągnęła zwiewną zieloną sukienkę, a do tego kryształowe pantofelki. Blond włosy upięła w ciasny kok. Na jej biurku pojawiło się śniadanie. Ciepła kajzerka z szynką, żółtym serem i warzywami leżała na porcelanowym talerzyku. Obok stała filiżanka wykonana w tym samym stylu z kawą z mlekiem w niezmiennych proporcjach dwie części mleka na jedną część kawy. Sennym krokiem podeszła do biurka i zaczęła jeść. 
Gabinet utracił swój blask. Diamentowa podłoga i ściany utraciły połysk, okno poszarzało. Za szybą padał deszcz. Dekoracyjny tynk na szkole pokrył się pęknięciami. Od teraz źródłem mocy dla szkoły była Fauna, a że ona chwilowo nie jest w formie, to zarówno budynek, jak i otoczenie w okół niego oddają stan ducha nowej dyrektorki.
Kiedy Fauna skończyła jeść, naczynia magicznie zniknęły. Podeszła do poszarzałego okna i w ciszy obserwowała  okolicę. Zobaczyła czającą się w mroku pobliskiego lasu postać. Wiedziała, kto to. Skalar czekał, aż Kupido skończy swoje zajęcia z nią. Następnie w odstępie pięciu minut, rozległyby się trzy puknięcia, zwiastujące jego oczekiwanie pod gabinetem. Kiedy Fauna zasiada ponownie za biurkiem zabrzmiało ciche stukanie drzwi.
- Wejść! - rozkazała chłodno.
Drzwi uchyliły się, po czym przez szparę wleciał nie kto inny, jak Kupido. Ma rude włosy i bladą cerę. Wzrostem wyróżnia się z pośród innych lilianów, ponieważ mierzy aż pięć centymetrów, podczas gdy u pozostałych waha się on między dwa i pół a trzy centymetry. Jak imię wskazuje jego specjalnością jest miłość, jednak nie tylko. Kupido potrafił też całkiem skutecznie wpływać na ludzką psychikę po traumatycznych przeżyciach. Ma brata bliźniaka - Tanto. W zasadzie różnili się tylko kolorem włosów. Tanto miał je czarne niczym noc. Jego specjalnością jest śmierć.
- Jak się dzisiaj pani czuje? - zapytał zmartwiony. Czuł to co przeżywała w nocy Fauna. Wiedział, że jeżeli on nie pomoże, to dyrektorka się już całkowicie załamie.
- A jak mogę się czuć? Moja siostra odeszła, moim siostrzeńcom grozi niebezpieczeństwo, na które sama ich naraziłam, będąc jeszcze wiedźmą i jeszcze ta cholerna klątwa? Jak ja mogę się czuć?! - zapytała zanosząc się płaczem. Cała się trzęsła. Była bliska załamania nerwowego. Instynktownie czuła, że potrzebuje obecności Skalara. Przy nim jedynym mogła na chwilę zapomnieć o problemach, oderwać się na chwilę od rzeczywistości.
- Spokojnie, Jak znam życie, to wrócą cali i zdrowi, ale na pewno przyda im się pomoc z zewnątrz. Dlatego musi pani nauczyć się kochać. Chociaż w zasadzie to pani już umie kochać. - zapewniał kupido, choć w jego umyśle tliła się pewna doza niepewności, w tej ostatniej kwestii.
- Co masz na myśli, mówiąc, że umiem kochać? - zapytała teraz już zaciekawiona Fauna. Odłożyła na bok zdenerwowanie i problemy. Teraz liczyło się tylko to, że umie kochać.
- To, że wyczuwam w pani sercu osobę, do której czuje pani coś więcej, niż tylko przyjaźń. Jest pani w kimś zakochana. Nie wiem kto to jest, ale jeśli chce pani zdjąć klątwę, to musi pani to uczucie pielęgnować. niech rozkwitnie, a potem wyda owoce. Muszę tylko pomóc pani pozbierać się po odejściu siostry. Jednak nie potrafię. Za mocno to pani w sobie zakorzeniła. Tutaj musi wkroczyć mój brat. - powiedział lilian rzeczowo, aczkolwiek z rezygnacją w głosie. W rzeczywistości kompletnie nie wiedział, jak pomóc Faunie. Był zrozpaczony, ale przynajmniej próbował, nie poddawał się.
- Tanto? Ale to jest lilian śmierci, jak on może mi pomóc? - zapytała zszokowana Fauna. Tanto mógł jej pomóc? Czy na pewno?
- On znacznie lepiej zna się na śmierci, bardziej potrafi pomóc osobom którym zmarł ktoś bliski. Ja poznałem tylko część jego profesji. Jedno jest pewne, był z Pani siostrą, kiedy odchodziła na tamten świat.
- Doskonale, a więc poślij po niego.- powiedziała teraz już do reszty rozentuzjazmowana Fauna. Czuła się jakby ktoś wstrzyknął jej nowe siły do życia.
- No właśnie to nie jest takie proste. Po niego nie można posłać. Jego można tylko wezwać siłą woli. - - Dobrze, ktoś już czeka pod pani gabinetem, więc będę się zwijał. Do jutra! Powiedział Kupido. Rad był z tego, że Fauna wreszcie zaczyna czuć się lepiej. A może pomoc Tanta okaże się zbędna - pomyślał w duchu lilian, po czym wstał i wyszedł. Za drzwiami stał już Skalar. Minęli się w przejściu. Jego mroczna aura spowodowała, że Kupido przyspieszył. Wtedy wyszedł drzwi same się zatrzasnęły. Skalar podszedł do Fauny i ją przytulił. Doskonale wiedział co czuje, gdyż sam przeżył to samo po śmierci rodziców w pożarze. Fauna odprężyła się w jego ramionach. Wreszcie mogła przestać udawać. Znów  wróciły łzy, znów widziała swoją siostrę, jak umiera. W głowie kołatały się jej słowa przepowiedni.
- Czy to już nigdy nie da mi spokoju? - zapytała, po czym wtuliła się jeszcze mocniej w ciało dyrektora Mrocznego Zamczyska.
Ona i On. Dwa kompletnie różniące się od siebie światy, razem, tak blisko siebie, że niemal tworzą jedność, spójną jedność. Stali tak w milczeniu tak długo jak potrzebowała tego jego ukochana. 
Zbliżał się już wieczór, kiedy Fauna wreszcie puściła Skalara. Zachód słońca spowił niebo krwistą czerwienią. Pokój wyglądał jakby nale wszystkie diamenty zmieniły się w szkarłatne rubiny. Fauna spojrzała w niebo z nadzieją, że chłopcy, jakoś sobie radzą, gdziekolwiek są. Stała tak chwilę przed oknem, dopóki Skalar nie wyszedł. Nie chciała okazywać swoich prawdziwych uczuć wobec niego. Jeszcze nie teraz.
***
Kiedy przekroczyliśmy próg drzwi prowadzących do świata Percy'ego Jacksona znaleźliśmy się w ciemnym, galaretowatym dziwnym czymś. Nie widziałem nawet moich braci. Utraciliśmy cielesność, co było dość zabawnym uczuciem, ryby przez nas mogły swobodnie przepływać. RYBY! Znaleźliśmy się w oceanie! Zorientowawszy nię w sytuacji, natychmiast zacząłem płynąć ku górze. Niestety, kiedy się wynurzyłem okazało się, ze byłem sam, i wcale nie byłem w oceanie. znajdowałem się tylko w rzece, a co gorsza, wylądowałem w Szanghaju! Dlaczego tutaj? Gdzie są pozostali? Jak się przedostać do Nowego Jorku Jak mam przebyć ponad dziesięć tysięcy kilometrów! Byłem zrozpaczony, załamany, samotny i... głodny? Nie no serio? Jak ja mogę myśleć o jedzeniu, będąc  w takiej sytuacji do tego jeszcze pozbawionym cielesności! Nie ma co się dąsać. Zawsze mogło być gorzej... znacznie gorzej. No nic muszę sobie jakoś radzić. Jestem najstarszy z naszej piątki, więc muszę wykazać się też doświadczeniem. Czarodziej natury nie może się poddawać! Spróbuję użyć turboskrzydeł, o ile mam dość mocy, by to zrobić.
~~~
Kiedy drzwi do tego tajemniczego świata zamknęły się za nami natychmiast poczułem, że jestem bezwładny i co gorsza lecę dół z niewiarygodną prędkością. Jeżeli zaraz nie wyhamuję oraz nie zapanuję nad trajektorią mojego lotu zostanie ze mnie mokra plama. Prawda! Przecież ja chwilowo nie mam ciała! Natychmiast się wyluzowałem, ale niestety nie sprawiło to, że zwolniłem, czy cokolwiek z tych rzeczy. Co więcej, zaczęło mną rzucać na wszystkie strony. Ziemia zbliżała się nieuchronnie. Nagle zobaczyłem, że lecę prosto na długi, wystający z gruntu, żelazny szpic. Kilka sekund później moje ciało przeszył ostry ból, a ja wreszcie spostrzegłem, że przestałem spadać. Zauważyłem również, że znajduję się jakieś pięć metrów pod ziemią, na samym szczycie wieży Eiffla. Będąc bezcielesnym nie można przeniknąć przez metal. Warto zanotować w pamięci. Byłem w Paryżu. Miałem wspaniały widok na panoramę miasta. Zegar w katedrze Notre Dame wskazywał godzinę punkt dziesiątą. No cóż, kiedy jeszcze chodziłem do szkoły w Port Land uczyłem się języka francuskiego, ale tego używanego w Kanadzie. Nie sądzę, żeby tutaj mnie zrozumiano. Zresztą i tak nawet nikt nie wie o mojej obecności. Lepiej pomyśleć jak stąd bezpiecznie zejść. Cudnie, czarodziej powietrza wylądował na samym szczycie Wieży Eiffla, nie wie jak z niej zejść. Po prostu polecieć? Nie! Magia tu nie zadziała póki nie aktywyje się nowa moc - Strażnika Światów.
~~~
Kiedy weszliśmy do świata mitów i legend straciłem przytomność na dobre pare godzin. Ocknąłem się pośród złocistych ziaren piasku w ogromnym skwarze. Przypuszczam, że mogło być nawet pięćdziesiąt stopni Celsjusza. Nie miałem wody, an jedzenia. Tkwiłem na środku jakieś pustyni ani nie wiedząc,gdzie jestem ani, gdzie mam się teraz udać. Postawiłem na jakiś czas wniknąć w głębsze partie piasku, gdzie powinno być znacznie chłodniej. Pomyślicie sobie pewnie teraz, że jako czarodziej ognia powinienem ubóstwiać takie klimaty, ale nic z tego. Zdecydowanie jetem zimnolubem. Cóż poczekam aż zapadnie zmrok, a potem odszukam moich braci. Tym czasem  chyba utnę sobie drzemkę

~~~

Leciałem w dół już dobre dziesięć minut a ziemii nadal nie było widać. W końcu po kolejnych pięciu minutach wreszcie wyłoniła się zza chmur szara, wybrukowana przestrzeń. Wokół placu były na moje oko siedemnastowieczne kamienice, a na samym środku stał pomnik syrenki. Tak tak moi drodzy. Wylądowałem w Warszawie. Przynajmniej wiedziałem gdzie jestem. Pytanie co dalej? Musiałbym sięgnąć do magii ziemi i zobaczyć gdzie są moi pozostali bracia i spróbować ich tu ściągnąć, co w sumie nie miałoby sensu, bo po co ściągać ich do Polski, skoro mamy znaleźć się w Stanach Zjednoczonych. Mimo wszystko lepiej jednak jest w grupie. 

~~~

Nowy Jork.... dokladnie tam, gdzie chciałem być. Co wiecej jestem dokladnie pod domem Percy'ego. Miałem naprawdę duże szczęście. Niestety nie ma jeszcze zadnego z moich braci. Zaczynam sie o nich naprawdę martwić. No ale nic. Pozostaje mi tylko czekać. Przez okno widzę jak Percy pałaszuje talerz świeżych błękitnych naleśników. Co ulicha ten chlopak ma z tym niebieskim żarciem, to ja nie wiem. Jednak zaskoczyło mnie jedno. Musiał wyczuć moją obecność, ponieważ chwilę po tym jak się zjawiłem tutaj, a on się najadł wypowiedział formułkę "Strazniku Światów przybądź". Na te słowa moje moce zareagowały niemal natychmiast. Znowu byłem pod tą tajemniczą kopułą, pod którą odbywa się transformacja. Przed sobą miałem kilka ekranów, na których wyświetlały mi się pewne pytania:

1. Płeć 
K/M

2. Rodzaj mocy
- naturalna (np. Wiatr, Woda)
- syntetyczna (np technologia)

3. Rodzaj magii
 - Biała
- Czarna

4. Dostepne transformacje:
- podstawowa
- Trytonix
- Strażnik Światów 

Teraz dzieje się prawdziwa magia, bo oto nagle wyrastają mi opierzone skrzydła. Jest odrobinę bolesne, ale tylko za pierwszym razem. Zmienia się także strój ze zwykłego na "bitewny". Teraz mam na sobie dość obcisły kombinezon w niebieskim kolorze, a także naramienniki z twardego białego tworzywa ze złotymi ozdobnikami, na wzór zbroi. Do kompletu miałem na nogach białe kozaki ze złotymi skrzydelkami. Kiedy transformacja zakończyła sie, kopułą opadła, a Percy mnie zobaczył...

środa, 19 października 2016

Rozdział 31

Rozdział 31
Siostrzana Miłość

Mieliście kiedyś takie uczucie, że nawet jeśli zrobicie coś najgorszego na świcie, czego potem żałujecie, to osoba która was kocha wybaczy wam to, choćby sama miała przypłacić to życiem? Właśnie tak czuła się Fauna. Wiedziała, że robi źle, jednak miała już obrany cel i nic nie mogło jej zatrzymać. Miała też osobę, która zawsze ją wysłucha.
Othelia siedziała skuta łańcuchami w kącie ciemnej ceglanej i wilgotnej celi. Miała na sobie długą złotą suknie i złote szpilki. Długie blond włosy miała upięte w ciasny kok. Ocy miała zamknięte, jednak nie spała. 
- Odpowiedź jest taka sama. Nie, nie zdejmę z ciebie zaklęcia. - powiedziała Othelia nie czekając na pytanie
- Nie po to tu przyszłam. Chciałam cię tylko poinformować, ze wreszcie dopadłam twoje dzieci. Chwilowo są pod moją opieką, ale już niedługo... Wysłałam je na misję z której tylko cudem mogą wrócić żywi. - odparła mając nadzieję na złamanie siostry
- Dziesięć lat. Naprawdę aż tyle czasu potrzebowałaś żeby dorwać piątkę dzieci, którzy nawet nie zdążyli dowiedzieć się, że mają moc? Nie ważne. W każdym bądź razie nawet znając tylko kilka glupich zaklęć są w stanie Cię pokonać. - zadrwiła. Nawet uwieziona, Othelia promieniowała mocą i siłą. Zwykły czlowiek już dawno by się poddał. Jednak nie Othelia. Fauna na jej słowa wybuchła złowieszczym śmiechem, ale w pewnym momencie zachłysnęła się własną śliną, i zaczęła kaszleć i parskać niczym dlawiący się kłaczkiem sierści kot. 
- Jeżeli myślisz, że wystraszysz tą swoją gadaniną to się grubo pomyliłaś. Twoi synowie zginą, a wraz z nimi wszelka nadzieja. Wtedy twoja śmierć bedzie już tylko formalnością. 
- By klucz odnaleźć połącz więzy krwi. Moc żywiołu bliska jest, by w iskrach zerwać wieziące skrzydła kajdany. Miłość odkryj na nowo i strzeż się wroga co nań czycha, by poddać świat trzem żywiołu próbom. Tyle tylko mogę ci dziś zdradzić. Do reszty dojść już musisz sama. 
-   Nagle ci się zebrało na poezję? - zapytała, lecz oczy Czarodziejki iskier zmieniały, padła na podłogę, a jej ciało zmieniło się w deszcz iskier. Celę wypełnił niewyobrażalny oślepiający blask, a po czarodziejce Othelii nie został nawet ślad.
•••
Jakiś czas po wydarzeniach w Mrocznym zamczysku do Fauny zaczęło docierać, że jej siostra odeszła. Tym razem tak na zawsze. Teraz, kiedy dostała od niej ostatnią wskazówkę, wiedziała już dokładnie co ma zrobić. Za wszelką cenę musi pomóc siostrzeńcom. Oni są kluczem. Teraz już tylko Oni mogą zdjąć klątwę. Nie wiedziała tylko jednego: Jak do tego wszystkiego się zabrać. Przecież czarownice nie kochają. One potrafią ranić, więc postanowiła poradzić się swego ukochanego - Skalara. Ten jednak stwierdził, że miłość nie jest dla czarownic. Tylko szkopuł tkwił w tym, że odkąd Othelia odeszła to Ona stała się prawowitym dyrektorem porty, a tym samym stała się Czarodziejką. Bo tylko biała istota może obciąć prymat dobrej magii. 
Oparcie znalazła w Lilianach. Kupido jako specjalista od miłości postanowił nauczyć zaklętą wszystkiego co wie o niej. Tak więc przed Fauną otworzyła się nowa, trudna dla niej droga. Czy nowa dyrektorka podoła powoerzonemu zadaniu? Czy odzyska dawne życie? 

sobota, 15 października 2016

Rozdział 30

Rozdział 30
Prawdziwe oblicze

Wieczorem tego samego dnia, kiedy chłopcy przeniknęli do świata mitów dyrektorka Fauna szła ciemnymi korytarzami Mrocznego Zamczyska. Miała na sobie czarną suknię, a właściwie tylko jej strzępy. Nie miała butów. Jej prawdziwe czarne kępki włosów były w kompletnym nieładzie. Poruszała się szybko i cicho pomimo zwiększonych gabarytów. Nikt oprócz Skalara nie znał jej tajemnicy. Każdej pełni księżyca przybierała swoją prawdziwą postać. Fauna była ogrzycą, chcącą zniszczyć ten świat. Nienawidziła wszystkiego co piękne kolorowe, a przede wszystkim nie mogła znieść upokorzenia, jakiego doznała przed laty od swojej starszej siostry, pięknej Otheli - czarodziejki iskier, prawowitej dyrektorki Porty.
Stało się to kilka lat po tym, jak Othelia objęła stanowisko dyrektora szkoły dla czarodziejek i czarodziejów. Zaprosiła ona wtedy swoją siostrę pod pretekstem krótkiej pogawędki. Wiedziała, że w jej sercu gości nienawiść i zniszczenie, jednak podjęła próbę by to zmienić. Fauna - świeżo upieczona absolwentka Mrocznego Zamczyska skorzystała z zaproszenia mając nadzieję, że wreszcie uda jej się pojednać ze siostrą, jednak jak powszechnie wiadomo czarodziejki i czarownice nie mają szans na przyjaźń a już w ogóle wstydem było kiedy są one rodziną i się szanują. W naturze Czarodziejki, jako, że są symbolem dobrej magii powinny zwalczać czarownice, a nie się z nimi zaprzyjaźniać i vice versa. Othelia i Fauna były jednak inne. Przynajmniej na początku, kiedy jeszcze serce tej drugiej wolne było od mroku. Potem ich relacje stopniowo zanikały, aż w końcu Fauna w ogóle zaprzestała kontaktów z siostrą. Othelia czekała na siostrę. Nie miała wobec niej żadnych złych zamiarów, jednak tego co się stało nawet ona nie potrafiła przewidzieć, a tym bardziej zapobiec temu. Siostry uściskały się na przewianie po długiej prawie dziesięcioletniej rozłące, po czym wybrały się na spacer. Szły tak przez gęstwinę otaczającą szkołę rozprawiając o tym co działo się przez minioną dekadę. Opowiadały sobie o zdobyty doświadczeniu. Othelia wyczuła po głosie siostry, że tęskniła za nią szczerze, jednak nie była już jednak tą samą osobą. Fauna była już tak zła jak było to tylko możliwe. Wtedy to czarodziejka iskier podjęła decyzję, która zaważyła na całym jej dalszym życiu. Chciała ratować siostrę. Kiedy stanęły na środku plany rzekła do niej:
- Wybacz mi to co zaraz zrobię, ale nie mogę Cię znowu stracić. - rzuciła zaklęcie i Fauna z pięknej kobiety zmieniła się w odrażającego potwora. Kiedy czarownica spostrzegła się co się stało wpadła w furię. Przyszpiliła siostrę do najbliższego drzewa, żądając od niej zdjęcia zaklęcia, jednak było ono wieczne, i już nic nie można było zrobić. Fauna odeszła od siostry ze łzami w oczach poprzysięgajäc jej zemstę, która miała nadejść już wkrótce.
Fauna stała już przed gabinetem dyrektora Skalara - jej jedynego przyjaciela od momentu tego nieszczescia. Zapukała, po czym weszła do środka nie czekając na odpowiedź. Wewnątrz siedziało jeszcze dwoje uczniów, tych z którymi walczyli Czarodzieje żywiołów. Dyrektorka podeszła do biurka rzucając im spojrzenie mówiące „Przecież oni mieli nie żyć!”
Poczym zwróciła się w stronę Skalara oparła głowę na jego ramieniu i zaczęła płakać.
- Czy ja proszę o tak wiele? Chcę tylko dopłacić się siostrze za jej zniewagę, jednak jej dzieci ciągle mi uciekają! - lamentowała 
- Ciii... Spokojnie. Już niedługo dostaniesz to czego tak bardzo pragniesz. Kochana, przestań płakać. - próbował ją uspokoić.  
- Wszystkiego już próbowałam, żeby zdjąć zaklęcie mojej kochanej siostrzyczki. 
- No właśnie. Jej moc slabnie, i prawdopodobnie już niedługo zaklęcie nie będzie działać. 
- Skalarze, w przeciwienstwie do naszych zaklęć zaklęcia czarodziejek są niezależne od ich mocy. A już zwłaszcza zaklecia wieczyste. 
- Kotuś, znajdziemy sposób, żeby Cię wyswobodzić. 
- Pójdę do niej zajrzeć. Może wreszcie znalazła sposób na to, aby odwołać swoje dawne slowa. - powiedziała, po czym wyszła. Szybkim krokiem kierowała się ku lochom szkoły. Kiedy już się tam znalazła odszukała odpowiednią celę, i przeniknęła przez drzwi.