niedziela, 2 lipca 2017

Rozdział 33



Rozdział 33

Misja do spełnienia




Kiedy Percy zobaczył mnie w pełnej krasie sprawy potoczyły się szybko. Zbyt szybko. Kiedy jeszcze byłem w pozycji klęczącej chłopak szybko pobiegł do kuchni i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić przystawił mi nóż do gardła. Co prawda skrzydła sprawiały mu trudność, aby mnie skutecznie obezwładnić i miałem jeszcze swoją moc ziemi, ale nie chciałem go dodatkowo prowokować. Chłopak był spanikowany, działał instynktownie Cieszył mnie jedynie fakt, ze nie wiedział jeszcze o swoich zdolnościach. Musiałem szybko go uspokoić.
- Percy, uspokój się, nie zamierzam cię skrzywdzić. Odłóż ten nóż. - powiedziałem, ale głos mi drżał
- Kim jesteś? Którym potworem? Skąd znasz moje imię? - zapytał gniewnym głosem Słyszałem jego oddech. Był głęboki i ciężki. Jego serce biło znacznie szybciej, niż powinno. Jeżeli szybko czegoś nie zrobię chłopak dostanie zawału!
- Spokojnie, nie jestem żadnym potworem. Gdyby tak było, nie zrobiłbyś mi tym nożem żadnej krzywdy. Co najwyżej zadałbyś mi trochę bólu. Jestem Czarodziejem. Zostałem tu przysłany wraz z moimi braćmi ponieważ dzieje się tu coś złego. Mamy rozpoznać sytuację.
- To gdzie są twoi bracia? - zapytał uspokoiwszy się i odłożył nóż.
- Nie mam pojęcia. Ogólnie sprawa mocno się zagmatwała jak wkroczyliśmy do twojego świata. - odpowiedziałem.
- Nie odpowiedziałeś skąd znasz moje imię i nie wiem jak ty masz na imię.

 Och, racja... Jestem Mike. Jeżeli chodzi o tą drugą kwestię, to długa historia. W naszej szkołach magii są drzwi do różnych książkowych światów między innymi do twojego...
- Chcesz powiedzieć, że jestem bohaterem książki? - zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- I to nie jednej. A ja je wszystkie przeczytałem. - powiedziałem uśmiechając się szeroko. - Dobrze, wypadałoby sprowadzić tu moich braci.
- Jak masz zamiar to zrobić? - zapytał lustrując mnie swoimi intensywnie zielonymi oczami. - Nie ważne, po prostu rób swoje. - powiedział, po czym chwycił leżący obok niego nóż i oddalił się do kuchni.
Ja tym czasem wyszedłem na zewnątrz. Na szczęście Jacksonowie mieli przy domu niewielki ogródek TAK! Miałem dostęp do ziemi, więc mogłem się dostać do moich braci. Przyłożyłem dłoń do trawy, po czym wyobraziłem sobie Charlesa. Przez chwilę nic nie czułem, ale w końcu dotarłem do niego. Był w SZANGHAJU?! Stwierdziłem ze zdziwieniem. No nic. Otworzyłem portal i nagle chociaż był niewidzialny poczułem jego obecność. Do czasu kiedy oni byli niewidoczni mieliśmy ze sobą łącze telepatyczne, zrugał mnie więc w umyśle, że tak gwałtownie go przywołałem. Podobnie postąpiłem z resztą braci. Za każdym razem zbierając bęcki za to, że nie dałem żadnego ostrzeżenia. Na tym moa rola się skończyła… przynajmniej na razie. Teraz Percy musi aktywować braciom moich braci.
- Za mną – powiedziałem. Wiedziałem, ze mnie słyszą.
Poszliśmy do kuchni, skąd rozchodził się piękny, słodki zapach naleśników. Kiedy tam weszliśmy Percy stal przy kuchni ze swoją mamą – Sally Jakcskon. Dlaczego nie zdziwiło mnie, ze ciasto naleśnikowe było niebieskie?
- Strażnicy świata, przybądźcie – powiedział intuicyjnie Percy, kiedy zobaczył mnie w drzwiach, poczym niemal natychmiast moi bracia stali się widzialni.
- Skarbie, kim są ci chłopcy? - zapytała mama Percyego – I te skrzydła, brr czy mam się bać?
- Mamo, spokojnie, ufam im – powiedział pewnie Percy.
- Jestem Mike, a to są Charles, Miron, Andy i Louis, moi bracia. Mamy pewne zadania, a Percy jest jednym z jego „elementów” – próbowałem opanować sytuację, ponieważ widziałem, że Sally zaczęła panikować. Wtedy ona wzięła mnie na stronę i zapytała:
- Czy chodzi o boskie pochodzenie Percyego? - w jej oczach malował się strach. Szykowała się do wybuchu płaczem
- Po części tak, ale spokojnie, ktoś z nas zawsze będzie przy nim. Im dłużej o tym nie wie, tym lepiej. – odparłem, chociaż sam nie byłem pewien swych słow. Kiedy wróciliśmy do kuchni moi bracia zajadali już niebieskie naleśniki. Dam się dosiadłem i wciągnąłem trzy sztuki. Były naprawdę pyszne. Kiedyś muszę poprosić o przepis. Na zegarze dochodziła piąta po południu, więc można to było potraktować jako obiad. Kiedy skończyliśmy jeść poszliśmy razem z Percym do salonu.
- Czy da radę schować te wasze skrzydła? Troszkę się wyróżniają – Spyał speszony chłopak.
- Możemy spróbować. W sumie masz rację. Z tymi strojami i skrzydłami nie da się zrobić misji incognito. – odparłem i spróbowałem anulować transformację. Udało się. Byliśmy w naszych codziennych strojach.
- Uff… Już myślałem, ze wam tak zostanie. To jaką tą misję macie do spełnienia? Coś mówiliście, ze jestem w niebezpieczeństwie…. Konkretnie Mike tak twierdzi -
- Cóż może nie koniecznie ty jesteś w niebezpieczeństwie, ale ktoś kto w ciągu najbliższych lat będzie miał znaczący wpływ na twoje życie. Możesz ocalić tej osobie życie. – odparłem starając się jak najbardziej zmienić temat. Percy był istotną częścią naszego zadania, ale jeszcze nie teraz. W tej chwili liczyło się, żeby jak najszybciej odnaleźć Luk’a i dowiedzieć się czego chce od niego Kronos, jednak Percy nie może się o tym dowiedzieć, a przynajmniej na razie nie.

***

W tym samym czasie w Porcie zapadła już noc. Fauna szykowała się właśnie odo snu. Poprosiła Skalara, aby tej nocy jej towarzyszył. Mimo, ze po słowach Kupida czuła się już lepiej, nadal bała się zasypiać, z obawy przed koszmarami.
Sen nadszedł szybko, ale tak jak Fauna przewidywała nie były to najpiękniejsze projekcje. Znów śniła się jej siostra, ale tym razem nie była to scena śmierci Othelii. Siedziała ona w niegdyś swoim gabinecie za biurkiem dyrektora. Fauna siedziała z jej prawej strony.
- Witaj siostrzyczko! – Wstała i serdecznie uściskała ją serdecznie, ale jej głos był nieobecny, tak jakby Czarodziejki Iskier wcale tam nie było.
- Siostro! Czy to naprawdę ty? – zapytała wpatrując się w lśniącą czystym blaskiem kobietę.
- Fauno, nie mam zbyt wiele czasu. Widzę że znalazłaś już swoją miłość… Pielęgnuj to uczucie, a wkrótce klątwa noje zaklęcie zostanie zdjęte. – Powiedziała siostra. - I jeszcze jedno, Dbaj o Portę. Jeżeli się poddasz, to będzie koniec białej magii. Proszę Dbaj o równowagę.
- Ale jak? Co mam zrobić? Mam tyle pytań, Gdzie mam cię szukać. – Pytała Fauna. Kochała siostrę i pragnęła ją odnaleźć za wszelką cenę. Nie wierzyła, że ona nie żyje.
- Nie szukaj, Zawsze jestem przy tobie, nawet jeżeli ty o tym nie wiesz. Uspokój swoje serce. Nawet jeżeli fizycznie jestem martwa, to mentalnie nadal pozostaje żywa w waszych sercach i pamięci. Teraz już muszę iść. Masz misję do spełnienia, i tego się trzymaj. Jeszcze się zobaczymy siostrzyczko – powiedziała Othelia po czym zniknęła w blasku światła A Fauna obudziła się z krzykiem.
- Skarbie, znowu ten sen? - Zapytał czule Skalar. Czuwał przy niej całą noc.
- Och Skalarze… - Powiedziała wzdychając. Po czym wtuliła się w jego ramiona i rozpłakała się. - Ona żyje… Muszę ją odnaleźć – powiedziała przez łzy
- Cśś, spokojnie, Już dobrze… - mówił kojącym głosem Skalar.
- Ja już naprawdę mam tego dosyć, ale musze wytrwać. Czuję, ze wiem, kto może mi pomóc. Tanto, błagam przybądź, ja już naprawdę, dłużej nie mogę znieść. Proszę… - powiedziała, po czym straciła przytomność.

poniedziałek, 15 maja 2017

Ogłoszenie!

Poszukuje osoby która zrobiłaby jakiś ładny szablon na bloga. Najlepiej w jakiś jasnych kolrorach, wiosennych, np. odcienie zieleni, itp. Jeżeli ktoś się podejmie proszę pisać w komentarzach wraz z orientacyjnym terminem oddania pliku z zakodowanym szablonem. Pliki proszę wysyłać drogą mailową na adres siewkadam44@gmail.com.


CHWILOWO NIEAKTUALNE

niedziela, 30 października 2016

Rozdział 32

Rozdział 32 
Lekcja Miłości

Tej nocy Fauna nie spała dobrze. We śnie widziała wydarzenia z celi swojej siostry. Już od ponad tygodnia męczy ją jeden i ten sam koszmar. Rozmowa z Othelią, a następnie jej śmierć w blasku, którą przeplatają słowami przepowiedni. Za każdym razem budzi się zlana potem i krzykiem na ustach, wypełniającym całą panującą w pokoju ciszę. Wstaje z łóżka, spogląda w kulę, a kiedy widzi, że z siostrzeńcami jest wszystko w porządku, siada przy biurku i zaczyna płakać. W tej pozycji spędza czas aż do rana, kiedy wreszcie uspokaja się, żeby znów udawać, że nic się nie stało. Wszyscy mają dyrektorkę za osobę surową i twardą, jednak w rzeczywistości już dawno załamałaby się, gdyby nie empatia i magia Kupida oraz codzienne wizyty Skalara.
Poranek wreszcie przyniósł ukojenie. Poszła do łazienki, wzięła gorący prysznic. Z szafy wyciągnęła zwiewną zieloną sukienkę, a do tego kryształowe pantofelki. Blond włosy upięła w ciasny kok. Na jej biurku pojawiło się śniadanie. Ciepła kajzerka z szynką, żółtym serem i warzywami leżała na porcelanowym talerzyku. Obok stała filiżanka wykonana w tym samym stylu z kawą z mlekiem w niezmiennych proporcjach dwie części mleka na jedną część kawy. Sennym krokiem podeszła do biurka i zaczęła jeść. 
Gabinet utracił swój blask. Diamentowa podłoga i ściany utraciły połysk, okno poszarzało. Za szybą padał deszcz. Dekoracyjny tynk na szkole pokrył się pęknięciami. Od teraz źródłem mocy dla szkoły była Fauna, a że ona chwilowo nie jest w formie, to zarówno budynek, jak i otoczenie w okół niego oddają stan ducha nowej dyrektorki.
Kiedy Fauna skończyła jeść, naczynia magicznie zniknęły. Podeszła do poszarzałego okna i w ciszy obserwowała  okolicę. Zobaczyła czającą się w mroku pobliskiego lasu postać. Wiedziała, kto to. Skalar czekał, aż Kupido skończy swoje zajęcia z nią. Następnie w odstępie pięciu minut, rozległyby się trzy puknięcia, zwiastujące jego oczekiwanie pod gabinetem. Kiedy Fauna zasiada ponownie za biurkiem zabrzmiało ciche stukanie drzwi.
- Wejść! - rozkazała chłodno.
Drzwi uchyliły się, po czym przez szparę wleciał nie kto inny, jak Kupido. Ma rude włosy i bladą cerę. Wzrostem wyróżnia się z pośród innych lilianów, ponieważ mierzy aż pięć centymetrów, podczas gdy u pozostałych waha się on między dwa i pół a trzy centymetry. Jak imię wskazuje jego specjalnością jest miłość, jednak nie tylko. Kupido potrafił też całkiem skutecznie wpływać na ludzką psychikę po traumatycznych przeżyciach. Ma brata bliźniaka - Tanto. W zasadzie różnili się tylko kolorem włosów. Tanto miał je czarne niczym noc. Jego specjalnością jest śmierć.
- Jak się dzisiaj pani czuje? - zapytał zmartwiony. Czuł to co przeżywała w nocy Fauna. Wiedział, że jeżeli on nie pomoże, to dyrektorka się już całkowicie załamie.
- A jak mogę się czuć? Moja siostra odeszła, moim siostrzeńcom grozi niebezpieczeństwo, na które sama ich naraziłam, będąc jeszcze wiedźmą i jeszcze ta cholerna klątwa? Jak ja mogę się czuć?! - zapytała zanosząc się płaczem. Cała się trzęsła. Była bliska załamania nerwowego. Instynktownie czuła, że potrzebuje obecności Skalara. Przy nim jedynym mogła na chwilę zapomnieć o problemach, oderwać się na chwilę od rzeczywistości.
- Spokojnie, Jak znam życie, to wrócą cali i zdrowi, ale na pewno przyda im się pomoc z zewnątrz. Dlatego musi pani nauczyć się kochać. Chociaż w zasadzie to pani już umie kochać. - zapewniał kupido, choć w jego umyśle tliła się pewna doza niepewności, w tej ostatniej kwestii.
- Co masz na myśli, mówiąc, że umiem kochać? - zapytała teraz już zaciekawiona Fauna. Odłożyła na bok zdenerwowanie i problemy. Teraz liczyło się tylko to, że umie kochać.
- To, że wyczuwam w pani sercu osobę, do której czuje pani coś więcej, niż tylko przyjaźń. Jest pani w kimś zakochana. Nie wiem kto to jest, ale jeśli chce pani zdjąć klątwę, to musi pani to uczucie pielęgnować. niech rozkwitnie, a potem wyda owoce. Muszę tylko pomóc pani pozbierać się po odejściu siostry. Jednak nie potrafię. Za mocno to pani w sobie zakorzeniła. Tutaj musi wkroczyć mój brat. - powiedział lilian rzeczowo, aczkolwiek z rezygnacją w głosie. W rzeczywistości kompletnie nie wiedział, jak pomóc Faunie. Był zrozpaczony, ale przynajmniej próbował, nie poddawał się.
- Tanto? Ale to jest lilian śmierci, jak on może mi pomóc? - zapytała zszokowana Fauna. Tanto mógł jej pomóc? Czy na pewno?
- On znacznie lepiej zna się na śmierci, bardziej potrafi pomóc osobom którym zmarł ktoś bliski. Ja poznałem tylko część jego profesji. Jedno jest pewne, był z Pani siostrą, kiedy odchodziła na tamten świat.
- Doskonale, a więc poślij po niego.- powiedziała teraz już do reszty rozentuzjazmowana Fauna. Czuła się jakby ktoś wstrzyknął jej nowe siły do życia.
- No właśnie to nie jest takie proste. Po niego nie można posłać. Jego można tylko wezwać siłą woli. - - Dobrze, ktoś już czeka pod pani gabinetem, więc będę się zwijał. Do jutra! Powiedział Kupido. Rad był z tego, że Fauna wreszcie zaczyna czuć się lepiej. A może pomoc Tanta okaże się zbędna - pomyślał w duchu lilian, po czym wstał i wyszedł. Za drzwiami stał już Skalar. Minęli się w przejściu. Jego mroczna aura spowodowała, że Kupido przyspieszył. Wtedy wyszedł drzwi same się zatrzasnęły. Skalar podszedł do Fauny i ją przytulił. Doskonale wiedział co czuje, gdyż sam przeżył to samo po śmierci rodziców w pożarze. Fauna odprężyła się w jego ramionach. Wreszcie mogła przestać udawać. Znów  wróciły łzy, znów widziała swoją siostrę, jak umiera. W głowie kołatały się jej słowa przepowiedni.
- Czy to już nigdy nie da mi spokoju? - zapytała, po czym wtuliła się jeszcze mocniej w ciało dyrektora Mrocznego Zamczyska.
Ona i On. Dwa kompletnie różniące się od siebie światy, razem, tak blisko siebie, że niemal tworzą jedność, spójną jedność. Stali tak w milczeniu tak długo jak potrzebowała tego jego ukochana. 
Zbliżał się już wieczór, kiedy Fauna wreszcie puściła Skalara. Zachód słońca spowił niebo krwistą czerwienią. Pokój wyglądał jakby nale wszystkie diamenty zmieniły się w szkarłatne rubiny. Fauna spojrzała w niebo z nadzieją, że chłopcy, jakoś sobie radzą, gdziekolwiek są. Stała tak chwilę przed oknem, dopóki Skalar nie wyszedł. Nie chciała okazywać swoich prawdziwych uczuć wobec niego. Jeszcze nie teraz.
***
Kiedy przekroczyliśmy próg drzwi prowadzących do świata Percy'ego Jacksona znaleźliśmy się w ciemnym, galaretowatym dziwnym czymś. Nie widziałem nawet moich braci. Utraciliśmy cielesność, co było dość zabawnym uczuciem, ryby przez nas mogły swobodnie przepływać. RYBY! Znaleźliśmy się w oceanie! Zorientowawszy nię w sytuacji, natychmiast zacząłem płynąć ku górze. Niestety, kiedy się wynurzyłem okazało się, ze byłem sam, i wcale nie byłem w oceanie. znajdowałem się tylko w rzece, a co gorsza, wylądowałem w Szanghaju! Dlaczego tutaj? Gdzie są pozostali? Jak się przedostać do Nowego Jorku Jak mam przebyć ponad dziesięć tysięcy kilometrów! Byłem zrozpaczony, załamany, samotny i... głodny? Nie no serio? Jak ja mogę myśleć o jedzeniu, będąc  w takiej sytuacji do tego jeszcze pozbawionym cielesności! Nie ma co się dąsać. Zawsze mogło być gorzej... znacznie gorzej. No nic muszę sobie jakoś radzić. Jestem najstarszy z naszej piątki, więc muszę wykazać się też doświadczeniem. Czarodziej natury nie może się poddawać! Spróbuję użyć turboskrzydeł, o ile mam dość mocy, by to zrobić.
~~~
Kiedy drzwi do tego tajemniczego świata zamknęły się za nami natychmiast poczułem, że jestem bezwładny i co gorsza lecę dół z niewiarygodną prędkością. Jeżeli zaraz nie wyhamuję oraz nie zapanuję nad trajektorią mojego lotu zostanie ze mnie mokra plama. Prawda! Przecież ja chwilowo nie mam ciała! Natychmiast się wyluzowałem, ale niestety nie sprawiło to, że zwolniłem, czy cokolwiek z tych rzeczy. Co więcej, zaczęło mną rzucać na wszystkie strony. Ziemia zbliżała się nieuchronnie. Nagle zobaczyłem, że lecę prosto na długi, wystający z gruntu, żelazny szpic. Kilka sekund później moje ciało przeszył ostry ból, a ja wreszcie spostrzegłem, że przestałem spadać. Zauważyłem również, że znajduję się jakieś pięć metrów pod ziemią, na samym szczycie wieży Eiffla. Będąc bezcielesnym nie można przeniknąć przez metal. Warto zanotować w pamięci. Byłem w Paryżu. Miałem wspaniały widok na panoramę miasta. Zegar w katedrze Notre Dame wskazywał godzinę punkt dziesiątą. No cóż, kiedy jeszcze chodziłem do szkoły w Port Land uczyłem się języka francuskiego, ale tego używanego w Kanadzie. Nie sądzę, żeby tutaj mnie zrozumiano. Zresztą i tak nawet nikt nie wie o mojej obecności. Lepiej pomyśleć jak stąd bezpiecznie zejść. Cudnie, czarodziej powietrza wylądował na samym szczycie Wieży Eiffla, nie wie jak z niej zejść. Po prostu polecieć? Nie! Magia tu nie zadziała póki nie aktywyje się nowa moc - Strażnika Światów.
~~~
Kiedy weszliśmy do świata mitów i legend straciłem przytomność na dobre pare godzin. Ocknąłem się pośród złocistych ziaren piasku w ogromnym skwarze. Przypuszczam, że mogło być nawet pięćdziesiąt stopni Celsjusza. Nie miałem wody, an jedzenia. Tkwiłem na środku jakieś pustyni ani nie wiedząc,gdzie jestem ani, gdzie mam się teraz udać. Postawiłem na jakiś czas wniknąć w głębsze partie piasku, gdzie powinno być znacznie chłodniej. Pomyślicie sobie pewnie teraz, że jako czarodziej ognia powinienem ubóstwiać takie klimaty, ale nic z tego. Zdecydowanie jetem zimnolubem. Cóż poczekam aż zapadnie zmrok, a potem odszukam moich braci. Tym czasem  chyba utnę sobie drzemkę

~~~

Leciałem w dół już dobre dziesięć minut a ziemii nadal nie było widać. W końcu po kolejnych pięciu minutach wreszcie wyłoniła się zza chmur szara, wybrukowana przestrzeń. Wokół placu były na moje oko siedemnastowieczne kamienice, a na samym środku stał pomnik syrenki. Tak tak moi drodzy. Wylądowałem w Warszawie. Przynajmniej wiedziałem gdzie jestem. Pytanie co dalej? Musiałbym sięgnąć do magii ziemi i zobaczyć gdzie są moi pozostali bracia i spróbować ich tu ściągnąć, co w sumie nie miałoby sensu, bo po co ściągać ich do Polski, skoro mamy znaleźć się w Stanach Zjednoczonych. Mimo wszystko lepiej jednak jest w grupie. 

~~~

Nowy Jork.... dokladnie tam, gdzie chciałem być. Co wiecej jestem dokladnie pod domem Percy'ego. Miałem naprawdę duże szczęście. Niestety nie ma jeszcze zadnego z moich braci. Zaczynam sie o nich naprawdę martwić. No ale nic. Pozostaje mi tylko czekać. Przez okno widzę jak Percy pałaszuje talerz świeżych błękitnych naleśników. Co ulicha ten chlopak ma z tym niebieskim żarciem, to ja nie wiem. Jednak zaskoczyło mnie jedno. Musiał wyczuć moją obecność, ponieważ chwilę po tym jak się zjawiłem tutaj, a on się najadł wypowiedział formułkę "Strazniku Światów przybądź". Na te słowa moje moce zareagowały niemal natychmiast. Znowu byłem pod tą tajemniczą kopułą, pod którą odbywa się transformacja. Przed sobą miałem kilka ekranów, na których wyświetlały mi się pewne pytania:

1. Płeć 
K/M

2. Rodzaj mocy
- naturalna (np. Wiatr, Woda)
- syntetyczna (np technologia)

3. Rodzaj magii
 - Biała
- Czarna

4. Dostepne transformacje:
- podstawowa
- Trytonix
- Strażnik Światów 

Teraz dzieje się prawdziwa magia, bo oto nagle wyrastają mi opierzone skrzydła. Jest odrobinę bolesne, ale tylko za pierwszym razem. Zmienia się także strój ze zwykłego na "bitewny". Teraz mam na sobie dość obcisły kombinezon w niebieskim kolorze, a także naramienniki z twardego białego tworzywa ze złotymi ozdobnikami, na wzór zbroi. Do kompletu miałem na nogach białe kozaki ze złotymi skrzydelkami. Kiedy transformacja zakończyła sie, kopułą opadła, a Percy mnie zobaczył...