tag:blogger.com,1999:blog-27105551552111061842024-03-13T22:15:05.644+01:00Moje opowiadania (książki)Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.comBlogger37125tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-52936245380143777672017-07-02T14:30:00.002+02:002017-12-06T16:23:00.013+01:00Rozdział 33<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b><br /><br />Rozdział 33<br /><br />Misja do spełnienia</b><br />
<br />
<br />
<br />
Kiedy Percy zobaczył mnie w pełnej krasie sprawy potoczyły się szybko. Zbyt szybko. Kiedy jeszcze byłem w pozycji klęczącej chłopak szybko pobiegł do kuchni i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić przystawił mi nóż do gardła. Co prawda skrzydła sprawiały mu trudność, aby mnie skutecznie obezwładnić i miałem jeszcze swoją moc ziemi, ale nie chciałem go dodatkowo prowokować. Chłopak był spanikowany, działał instynktownie Cieszył mnie jedynie fakt, ze nie wiedział jeszcze o swoich zdolnościach. Musiałem szybko go uspokoić.<br />
- Percy, uspokój się, nie zamierzam cię skrzywdzić. Odłóż ten nóż. - powiedziałem, ale głos mi drżał<br />
- Kim jesteś? Którym potworem? Skąd znasz moje imię? - zapytał gniewnym głosem Słyszałem jego oddech. Był głęboki i ciężki. Jego serce biło znacznie szybciej, niż powinno. Jeżeli szybko czegoś nie zrobię chłopak dostanie zawału!<br />
- Spokojnie, nie jestem żadnym potworem. Gdyby tak było, nie zrobiłbyś mi tym nożem żadnej krzywdy. Co najwyżej zadałbyś mi trochę bólu. Jestem Czarodziejem. Zostałem tu przysłany wraz z moimi braćmi ponieważ dzieje się tu coś złego. Mamy rozpoznać sytuację.<br />
- To gdzie są twoi bracia? - zapytał uspokoiwszy się i odłożył nóż.<br />
- Nie mam pojęcia. Ogólnie sprawa mocno się zagmatwała jak wkroczyliśmy do twojego świata. - odpowiedziałem.<br />
- Nie odpowiedziałeś skąd znasz moje imię i nie wiem jak ty masz na imię.<br />
<br />
Och, racja... Jestem Mike. Jeżeli chodzi o tą drugą kwestię, to długa historia. W naszej szkołach magii są drzwi do różnych książkowych światów między innymi do twojego...<br />
- Chcesz powiedzieć, że jestem bohaterem książki? - zapytał wyraźnie zaciekawiony.<br />
- I to nie jednej. A ja je wszystkie przeczytałem. - powiedziałem uśmiechając się szeroko. - Dobrze, wypadałoby sprowadzić tu moich braci.<br />
- Jak masz zamiar to zrobić? - zapytał lustrując mnie swoimi intensywnie zielonymi oczami. - Nie ważne, po prostu rób swoje. - powiedział, po czym chwycił leżący obok niego nóż i oddalił się do kuchni.<br />
Ja tym czasem wyszedłem na zewnątrz. Na szczęście Jacksonowie mieli przy domu niewielki ogródek TAK! Miałem dostęp do ziemi, więc mogłem się dostać do moich braci. Przyłożyłem dłoń do trawy, po czym wyobraziłem sobie Charlesa. Przez chwilę nic nie czułem, ale w końcu dotarłem do niego. Był w SZANGHAJU?! Stwierdziłem ze zdziwieniem. No nic. Otworzyłem portal i nagle chociaż był niewidzialny poczułem jego obecność. Do czasu kiedy oni byli niewidoczni mieliśmy ze sobą łącze telepatyczne, zrugał mnie więc w umyśle, że tak gwałtownie go przywołałem. Podobnie postąpiłem z resztą braci. Za każdym razem zbierając bęcki za to, że nie dałem żadnego ostrzeżenia. Na tym moa rola się skończyła… przynajmniej na razie. Teraz Percy musi aktywować braciom moich braci. <br />
- Za mną – powiedziałem. Wiedziałem, ze mnie słyszą. <br />
Poszliśmy do kuchni, skąd rozchodził się piękny, słodki zapach naleśników. Kiedy tam weszliśmy Percy stal przy kuchni ze swoją mamą – Sally Jakcskon. Dlaczego nie zdziwiło mnie, ze ciasto naleśnikowe było niebieskie?<br />
- Strażnicy świata, przybądźcie – powiedział intuicyjnie Percy, kiedy zobaczył mnie w drzwiach, poczym niemal natychmiast moi bracia stali się widzialni. <br />
- Skarbie, kim są ci chłopcy? - zapytała mama Percyego – I te skrzydła, brr czy mam się bać?<br />
- Mamo, spokojnie, ufam im – powiedział pewnie Percy.<br />
- Jestem Mike, a to są Charles, Miron, Andy i Louis, moi bracia. Mamy pewne zadania, a Percy jest jednym z jego „elementów” – próbowałem opanować sytuację, ponieważ widziałem, że Sally zaczęła panikować. Wtedy ona wzięła mnie na stronę i zapytała:<br />
- Czy chodzi o boskie pochodzenie Percyego? - w jej oczach malował się strach. Szykowała się do wybuchu płaczem <br />
- Po części tak, ale spokojnie, ktoś z nas zawsze będzie przy nim. Im dłużej o tym nie wie, tym lepiej. – odparłem, chociaż sam nie byłem pewien swych słow. Kiedy wróciliśmy do kuchni moi bracia zajadali już niebieskie naleśniki. Dam się dosiadłem i wciągnąłem trzy sztuki. Były naprawdę pyszne. Kiedyś muszę poprosić o przepis. Na zegarze dochodziła piąta po południu, więc można to było potraktować jako obiad. Kiedy skończyliśmy jeść poszliśmy razem z Percym do salonu. <br />
- Czy da radę schować te wasze skrzydła? Troszkę się wyróżniają – Spyał speszony chłopak.<br />
- Możemy spróbować. W sumie masz rację. Z tymi strojami i skrzydłami nie da się zrobić misji incognito. – odparłem i spróbowałem anulować transformację. Udało się. Byliśmy w naszych codziennych strojach. <br />
- Uff… Już myślałem, ze wam tak zostanie. To jaką tą misję macie do spełnienia? Coś mówiliście, ze jestem w niebezpieczeństwie…. Konkretnie Mike tak twierdzi - <br />
- Cóż może nie koniecznie ty jesteś w niebezpieczeństwie, ale ktoś kto w ciągu najbliższych lat będzie miał znaczący wpływ na twoje życie. Możesz ocalić tej osobie życie. – odparłem starając się jak najbardziej zmienić temat. Percy był istotną częścią naszego zadania, ale jeszcze nie teraz. W tej chwili liczyło się, żeby jak najszybciej odnaleźć Luk’a i dowiedzieć się czego chce od niego Kronos, jednak Percy nie może się o tym dowiedzieć, a przynajmniej na razie nie. <br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
W tym samym czasie w Porcie zapadła już noc. Fauna szykowała się właśnie odo snu. Poprosiła Skalara, aby tej nocy jej towarzyszył. Mimo, ze po słowach Kupida czuła się już lepiej, nadal bała się zasypiać, z obawy przed koszmarami. <br />
Sen nadszedł szybko, ale tak jak Fauna przewidywała nie były to najpiękniejsze projekcje. Znów śniła się jej siostra, ale tym razem nie była to scena śmierci Othelii. Siedziała ona w niegdyś swoim gabinecie za biurkiem dyrektora. Fauna siedziała z jej prawej strony.<br />
- Witaj siostrzyczko! – Wstała i serdecznie uściskała ją serdecznie, ale jej głos był nieobecny, tak jakby Czarodziejki Iskier wcale tam nie było. <br />
- Siostro! Czy to naprawdę ty? – zapytała wpatrując się w lśniącą czystym blaskiem kobietę. <br />
- Fauno, nie mam zbyt wiele czasu. Widzę że znalazłaś już swoją miłość… Pielęgnuj to uczucie, a wkrótce klątwa noje zaklęcie zostanie zdjęte. – Powiedziała siostra. - I jeszcze jedno, Dbaj o Portę. Jeżeli się poddasz, to będzie koniec białej magii. Proszę Dbaj o równowagę. <br />
- Ale jak? Co mam zrobić? Mam tyle pytań, Gdzie mam cię szukać. – Pytała Fauna. Kochała siostrę i pragnęła ją odnaleźć za wszelką cenę. Nie wierzyła, że ona nie żyje.<br />
- Nie szukaj, Zawsze jestem przy tobie, nawet jeżeli ty o tym nie wiesz. Uspokój swoje serce. Nawet jeżeli fizycznie jestem martwa, to mentalnie nadal pozostaje żywa w waszych sercach i pamięci. Teraz już muszę iść. Masz misję do spełnienia, i tego się trzymaj. Jeszcze się zobaczymy siostrzyczko – powiedziała Othelia po czym zniknęła w blasku światła A Fauna obudziła się z krzykiem.<br />
- Skarbie, znowu ten sen? - Zapytał czule Skalar. Czuwał przy niej całą noc.<br />
- Och Skalarze… - Powiedziała wzdychając. Po czym wtuliła się w jego ramiona i rozpłakała się. - Ona żyje… Muszę ją odnaleźć – powiedziała przez łzy<br />
- Cśś, spokojnie, Już dobrze… - mówił kojącym głosem Skalar. <br />
- Ja już naprawdę mam tego dosyć, ale musze wytrwać. Czuję, ze wiem, kto może mi pomóc. Tanto, błagam przybądź, ja już naprawdę, dłużej nie mogę znieść. Proszę… - powiedziała, po czym straciła przytomność.</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-41706709239352523782017-05-15T13:10:00.001+02:002017-06-29T14:58:32.754+02:00Ogłoszenie!<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr">
Poszukuje osoby która zrobiłaby jakiś ładny szablon na bloga. Najlepiej w jakiś jasnych kolrorach, wiosennych, np. odcienie zieleni, itp. Jeżeli ktoś się podejmie proszę pisać w komentarzach wraz z orientacyjnym terminem oddania pliku z zakodowanym szablonem. Pliki proszę wysyłać drogą mailową na adres <a href="mailto:siewkadam44@gmail.com">siewkadam44@gmail.com</a>. </div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red;"><br /></span></div>
<span style="color: red;"></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="color: red;"><b>CHWILOWO NIEAKTUALNE</b></span></div>
<span style="color: red;">
</span></div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-12247491401380038562016-10-30T17:21:00.002+01:002017-07-01T20:51:56.306+02:00Rozdział 32 <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<b>Rozdział 32 </b></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Lekcja Miłości</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tej nocy Fauna nie spała dobrze. We śnie widziała wydarzenia z celi swojej siostry. Już od ponad tygodnia męczy ją jeden i ten sam koszmar. Rozmowa z Othelią, a następnie jej śmierć w blasku, którą przeplatają słowami przepowiedni. Za każdym razem budzi się zlana potem i krzykiem na ustach, wypełniającym całą panującą w pokoju ciszę.<i> </i>Wstaje z łóżka, spogląda w kulę, a kiedy widzi, że z siostrzeńcami jest wszystko w porządku, siada przy biurku i zaczyna płakać. W tej pozycji spędza czas aż do rana, kiedy wreszcie uspokaja się, żeby znów udawać, że nic się nie stało. Wszyscy mają dyrektorkę za osobę surową i twardą, jednak w rzeczywistości już dawno załamałaby się, gdyby nie empatia i magia Kupida oraz codzienne wizyty Skalara.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poranek wreszcie przyniósł ukojenie. Poszła do łazienki, wzięła gorący prysznic. Z szafy wyciągnęła zwiewną zieloną sukienkę, a do tego kryształowe pantofelki. Blond włosy upięła w ciasny kok. Na jej biurku pojawiło się śniadanie. Ciepła kajzerka z szynką, żółtym serem i warzywami leżała na porcelanowym talerzyku. Obok stała filiżanka wykonana w tym samym stylu z kawą z mlekiem w niezmiennych proporcjach dwie części mleka na jedną część kawy. Sennym krokiem podeszła do biurka i zaczęła jeść. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gabinet utracił swój blask. Diamentowa podłoga i ściany utraciły połysk, okno poszarzało. Za szybą padał deszcz. Dekoracyjny tynk na szkole pokrył się pęknięciami. Od teraz źródłem mocy dla szkoły była Fauna, a że ona chwilowo nie jest w formie, to zarówno budynek, jak i otoczenie w okół niego oddają stan ducha nowej dyrektorki.<br />
Kiedy Fauna skończyła jeść, naczynia magicznie zniknęły. Podeszła do poszarzałego okna i w ciszy obserwowała okolicę. Zobaczyła czającą się w mroku pobliskiego lasu postać. Wiedziała, kto to. Skalar czekał, aż Kupido skończy swoje zajęcia z nią. Następnie w odstępie pięciu minut, rozległyby się trzy puknięcia, zwiastujące jego oczekiwanie pod gabinetem. Kiedy Fauna zasiada ponownie za biurkiem zabrzmiało ciche stukanie drzwi.<br />
- Wejść! - rozkazała chłodno.<br />
Drzwi uchyliły się, po czym przez szparę wleciał nie kto inny, jak Kupido. Ma rude włosy i bladą cerę. Wzrostem wyróżnia się z pośród innych lilianów, ponieważ mierzy aż pięć centymetrów, podczas gdy u pozostałych waha się on między dwa i pół a trzy centymetry. Jak imię wskazuje jego specjalnością jest miłość, jednak nie tylko. Kupido potrafił też całkiem skutecznie wpływać na ludzką psychikę po traumatycznych przeżyciach. Ma brata bliźniaka - Tanto. W zasadzie różnili się tylko kolorem włosów. Tanto miał je czarne niczym noc. Jego specjalnością jest śmierć.<br />
- Jak się dzisiaj pani czuje? - zapytał zmartwiony. Czuł to co przeżywała w nocy Fauna. Wiedział, że jeżeli on nie pomoże, to dyrektorka się już całkowicie załamie.<br />
- A jak mogę się czuć? Moja siostra odeszła, moim siostrzeńcom grozi niebezpieczeństwo, na które sama ich naraziłam, będąc jeszcze wiedźmą i jeszcze ta cholerna klątwa? Jak ja mogę się czuć?! - zapytała zanosząc się płaczem. Cała się trzęsła. Była bliska załamania nerwowego. Instynktownie czuła, że potrzebuje obecności Skalara. Przy nim jedynym mogła na chwilę zapomnieć o problemach, oderwać się na chwilę od rzeczywistości.<br />
- Spokojnie, Jak znam życie, to wrócą cali i zdrowi, ale na pewno przyda im się pomoc z zewnątrz. Dlatego musi pani nauczyć się kochać. Chociaż w zasadzie to pani już umie kochać. - zapewniał kupido, choć w jego umyśle tliła się pewna doza niepewności, w tej ostatniej kwestii.<br />
- Co masz na myśli, mówiąc, że umiem kochać? - zapytała teraz już zaciekawiona Fauna. Odłożyła na bok zdenerwowanie i problemy. Teraz liczyło się tylko to, że umie kochać.<br />
- To, że wyczuwam w pani sercu osobę, do której czuje pani coś więcej, niż tylko przyjaźń. Jest pani w kimś zakochana. Nie wiem kto to jest, ale jeśli chce pani zdjąć klątwę, to musi pani to uczucie pielęgnować. niech rozkwitnie, a potem wyda owoce. Muszę tylko pomóc pani pozbierać się po odejściu siostry. Jednak nie potrafię. Za mocno to pani w sobie zakorzeniła. Tutaj musi wkroczyć mój brat. - powiedział lilian rzeczowo, aczkolwiek z rezygnacją w głosie. W rzeczywistości kompletnie nie wiedział, jak pomóc Faunie. Był zrozpaczony, ale przynajmniej próbował, nie poddawał się.<br />
- Tanto? Ale to jest lilian śmierci, jak on może mi pomóc? - zapytała zszokowana Fauna. Tanto mógł jej pomóc? Czy na pewno?<br />
- On znacznie lepiej zna się na śmierci, bardziej potrafi pomóc osobom którym zmarł ktoś bliski. Ja poznałem tylko część jego profesji. Jedno jest pewne, był z Pani siostrą, kiedy odchodziła na tamten świat.<br />
- Doskonale, a więc poślij po niego.- powiedziała teraz już do reszty rozentuzjazmowana Fauna. Czuła się jakby ktoś wstrzyknął jej nowe siły do życia.<br />
- No właśnie to nie jest takie proste. Po niego nie można posłać. Jego można tylko wezwać siłą woli. - - Dobrze, ktoś już czeka pod pani gabinetem, więc będę się zwijał. Do jutra! Powiedział Kupido. Rad był z tego, że Fauna wreszcie zaczyna czuć się lepiej. <i>A może pomoc Tanta okaże się zbędna </i>- pomyślał w duchu lilian, po czym wstał i wyszedł. Za drzwiami stał już Skalar. Minęli się w przejściu. Jego mroczna aura spowodowała, że Kupido przyspieszył. Wtedy wyszedł drzwi same się zatrzasnęły. Skalar podszedł do Fauny i ją przytulił. Doskonale wiedział co czuje, gdyż sam przeżył to samo po śmierci rodziców w pożarze. Fauna odprężyła się w jego ramionach. Wreszcie mogła przestać udawać. Znów wróciły łzy, znów widziała swoją siostrę, jak umiera. W głowie kołatały się jej słowa przepowiedni.<br />
- Czy to już nigdy nie da mi spokoju? - zapytała, po czym wtuliła się jeszcze mocniej w ciało dyrektora Mrocznego Zamczyska.<br />
Ona i On. Dwa kompletnie różniące się od siebie światy, razem, tak blisko siebie, że niemal tworzą jedność, spójną jedność. Stali tak w milczeniu tak długo jak potrzebowała tego jego ukochana. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zbliżał się już wieczór, kiedy Fauna wreszcie puściła Skalara. Zachód słońca spowił niebo krwistą czerwienią. Pokój wyglądał jakby nale wszystkie diamenty zmieniły się w szkarłatne rubiny. Fauna spojrzała w niebo z nadzieją, że chłopcy, jakoś sobie radzą, gdziekolwiek są. Stała tak chwilę przed oknem, dopóki Skalar nie wyszedł. Nie chciała okazywać swoich prawdziwych uczuć wobec niego. Jeszcze nie teraz.<br />
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: center;">
***</blockquote>
Kiedy przekroczyliśmy próg drzwi prowadzących do świata Percy'ego Jacksona znaleźliśmy się w ciemnym, galaretowatym dziwnym czymś. Nie widziałem nawet moich braci. Utraciliśmy cielesność, co było dość zabawnym uczuciem, ryby przez nas mogły swobodnie przepływać. RYBY! Znaleźliśmy się w oceanie! Zorientowawszy nię w sytuacji, natychmiast zacząłem płynąć ku górze. Niestety, kiedy się wynurzyłem okazało się, ze byłem sam, i wcale nie byłem w oceanie. znajdowałem się tylko w rzece, a co gorsza, wylądowałem w Szanghaju! Dlaczego tutaj? Gdzie są pozostali? Jak się przedostać do Nowego Jorku Jak mam przebyć ponad dziesięć tysięcy kilometrów! Byłem zrozpaczony, załamany, samotny i... głodny? Nie no serio? Jak ja mogę myśleć o jedzeniu, będąc w takiej sytuacji do tego jeszcze pozbawionym cielesności! Nie ma co się dąsać. Zawsze mogło być gorzej... znacznie gorzej. No nic muszę sobie jakoś radzić. Jestem najstarszy z naszej piątki, więc muszę wykazać się też doświadczeniem. Czarodziej natury nie może się poddawać! Spróbuję użyć turboskrzydeł, o ile mam dość mocy, by to zrobić.<br />
<div style="text-align: center;">
~~~</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy drzwi do tego tajemniczego świata zamknęły się za nami natychmiast poczułem, że jestem bezwładny i co gorsza lecę dół z niewiarygodną prędkością. Jeżeli zaraz nie wyhamuję oraz nie zapanuję nad trajektorią mojego lotu zostanie ze mnie mokra plama. Prawda! Przecież ja chwilowo nie mam ciała! Natychmiast się wyluzowałem, ale niestety nie sprawiło to, że zwolniłem, czy cokolwiek z tych rzeczy. Co więcej, zaczęło mną rzucać na wszystkie strony. Ziemia zbliżała się nieuchronnie. Nagle zobaczyłem, że lecę prosto na długi, wystający z gruntu, żelazny szpic. Kilka sekund później moje ciało przeszył ostry ból, a ja wreszcie spostrzegłem, że przestałem spadać. Zauważyłem również, że znajduję się jakieś pięć metrów pod ziemią, na samym szczycie wieży Eiffla. Będąc bezcielesnym nie można przeniknąć przez metal. Warto zanotować w pamięci. Byłem w Paryżu. Miałem wspaniały widok na panoramę miasta. Zegar w katedrze Notre Dame wskazywał godzinę punkt dziesiątą. No cóż, kiedy jeszcze chodziłem do szkoły w Port Land uczyłem się języka francuskiego, ale tego używanego w Kanadzie. Nie sądzę, żeby tutaj mnie zrozumiano. Zresztą i tak nawet nikt nie wie o mojej obecności. Lepiej pomyśleć jak stąd bezpiecznie zejść. Cudnie, czarodziej powietrza wylądował na samym szczycie Wieży Eiffla, nie wie jak z niej zejść. Po prostu polecieć? Nie! Magia tu nie zadziała póki nie aktywyje się nowa moc - Strażnika Światów.<br />
<div style="text-align: center;">
~~~</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy weszliśmy do świata mitów i legend straciłem przytomność na dobre pare godzin. Ocknąłem się pośród złocistych ziaren piasku w ogromnym skwarze. Przypuszczam, że mogło być nawet pięćdziesiąt stopni Celsjusza. Nie miałem wody, an jedzenia. Tkwiłem na środku jakieś pustyni ani nie wiedząc,gdzie jestem ani, gdzie mam się teraz udać. Postawiłem na jakiś czas wniknąć w głębsze partie piasku, gdzie powinno być znacznie chłodniej. Pomyślicie sobie pewnie teraz, że jako czarodziej ognia powinienem ubóstwiać takie klimaty, ale nic z tego. Zdecydowanie jetem zimnolubem. Cóż poczekam aż zapadnie zmrok, a potem odszukam moich braci. Tym czasem chyba utnę sobie drzemkę</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
~~~</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Leciałem w dół już dobre dziesięć minut a ziemii nadal nie było widać. W końcu po kolejnych pięciu minutach wreszcie wyłoniła się zza chmur szara, wybrukowana przestrzeń. Wokół placu były na moje oko siedemnastowieczne kamienice, a na samym środku stał pomnik syrenki. Tak tak moi drodzy. Wylądowałem w Warszawie. Przynajmniej wiedziałem gdzie jestem. Pytanie co dalej? Musiałbym sięgnąć do magii ziemi i zobaczyć gdzie są moi pozostali bracia i spróbować ich tu ściągnąć, co w sumie nie miałoby sensu, bo po co ściągać ich do Polski, skoro mamy znaleźć się w Stanach Zjednoczonych. Mimo wszystko lepiej jednak jest w grupie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
~~~</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nowy Jork.... dokladnie tam, gdzie chciałem być. Co wiecej jestem dokladnie pod domem Percy'ego. Miałem naprawdę duże szczęście. Niestety nie ma jeszcze zadnego z moich braci. Zaczynam sie o nich naprawdę martwić. No ale nic. Pozostaje mi tylko czekać. Przez okno widzę jak Percy pałaszuje talerz świeżych błękitnych naleśników. Co ulicha ten chlopak ma z tym niebieskim żarciem, to ja nie wiem. Jednak zaskoczyło mnie jedno. Musiał wyczuć moją obecność, ponieważ chwilę po tym jak się zjawiłem tutaj, a on się najadł wypowiedział formułkę "Strazniku Światów przybądź". Na te słowa moje moce zareagowały niemal natychmiast. Znowu byłem pod tą tajemniczą kopułą, pod którą odbywa się transformacja. Przed sobą miałem kilka ekranów, na których wyświetlały mi się pewne pytania:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
1. Płeć </div>
<div style="text-align: justify;">
K/M</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2. Rodzaj mocy</div>
<div style="text-align: justify;">
- naturalna (np. Wiatr, Woda)</div>
<div style="text-align: justify;">
- syntetyczna (np technologia)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
3. Rodzaj magii</div>
<div style="text-align: justify;">
- Biała</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czarna</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
4. Dostepne transformacje:</div>
<div style="text-align: justify;">
- podstawowa</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trytonix</div>
<div style="text-align: justify;">
- Strażnik Światów </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz dzieje się prawdziwa magia, bo oto nagle wyrastają mi opierzone skrzydła. Jest odrobinę bolesne, ale tylko za pierwszym razem. Zmienia się także strój ze zwykłego na "bitewny". Teraz mam na sobie dość obcisły kombinezon w niebieskim kolorze, a także naramienniki z twardego białego tworzywa ze złotymi ozdobnikami, na wzór zbroi. Do kompletu miałem na nogach białe kozaki ze złotymi skrzydelkami. Kiedy transformacja zakończyła sie, kopułą opadła, a Percy mnie zobaczył...</div>
</div>
</div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-44000075739819103642016-10-19T07:55:00.001+02:002016-10-19T18:38:09.966+02:00Rozdział 31<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Rozdział 31</div>
<div style="text-align: justify;">
Siostrzana Miłość</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
<div style="text-align: justify;">
Mieliście kiedyś takie uczucie, że nawet jeśli zrobicie coś najgorszego na świcie, czego potem żałujecie, to osoba która was kocha wybaczy wam to, choćby sama miała przypłacić to życiem? Właśnie tak czuła się Fauna. Wiedziała, że robi źle, jednak miała już obrany cel i nic nie mogło jej zatrzymać. Miała też osobę, która zawsze ją wysłucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
Othelia siedziała skuta łańcuchami w kącie ciemnej ceglanej i wilgotnej celi. Miała na sobie długą złotą suknie i złote szpilki. Długie blond włosy miała upięte w ciasny kok. Ocy miała zamknięte, jednak nie spała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Odpowiedź jest taka sama. Nie, nie zdejmę z ciebie zaklęcia. - powiedziała Othelia nie czekając na pytanie</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie po to tu przyszłam. Chciałam cię tylko poinformować, ze wreszcie dopadłam twoje dzieci. Chwilowo są pod moją opieką, ale już niedługo... Wysłałam je na misję z której tylko cudem mogą wrócić żywi. - odparła mając nadzieję na złamanie siostry</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziesięć lat. Naprawdę aż tyle czasu potrzebowałaś żeby dorwać piątkę dzieci, którzy nawet nie zdążyli dowiedzieć się, że mają moc? Nie ważne. W każdym bądź razie nawet znając tylko kilka glupich zaklęć są w stanie Cię pokonać. - zadrwiła. Nawet uwieziona, Othelia promieniowała mocą i siłą. Zwykły czlowiek już dawno by się poddał. Jednak nie Othelia. Fauna na jej słowa wybuchła złowieszczym śmiechem, ale w pewnym momencie zachłysnęła się własną śliną, i zaczęła kaszleć i parskać niczym dlawiący się kłaczkiem sierści kot. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeżeli myślisz, że wystraszysz tą swoją gadaniną to się grubo pomyliłaś. Twoi synowie zginą, a wraz z nimi wszelka nadzieja. Wtedy twoja śmierć bedzie już tylko formalnością. </div>
<div style="text-align: justify;">
- By klucz odnaleźć połącz więzy krwi. Moc żywiołu bliska jest, by w iskrach zerwać wieziące skrzydła kajdany. Miłość odkryj na nowo i strzeż się wroga co <span style="font-family: sans-serif;">nań czycha, by poddać świat trzem żywiołu próbom. Tyle tylko mogę ci dziś zdradzić. Do reszty dojść już musisz sama. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
- Nagle ci się zebrało na poezję? - zapytała, lecz oczy Czarodziejki iskier zmieniały, padła na podłogę, a jej ciało zmieniło się w deszcz iskier. Celę wypełnił niewyobrażalny oślepiający blask, a po czarodziejce Othelii nie został nawet ślad.</div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
•••</div>
<div style="text-align: justify;">
Jakiś czas po wydarzeniach w Mrocznym zamczysku do Fauny zaczęło docierać, że jej siostra odeszła. Tym razem tak na zawsze. Teraz, kiedy dostała od niej ostatnią wskazówkę, wiedziała już dokładnie co ma zrobić. Za wszelką cenę musi pomóc siostrzeńcom. Oni są kluczem. Teraz już tylko Oni mogą zdjąć klątwę. Nie wiedziała tylko jednego: Jak do tego wszystkiego się zabrać. Przecież czarownice nie kochają. One potrafią ranić, więc postanowiła poradzić się swego ukochanego - Skalara. Ten jednak stwierdził, że miłość nie jest dla czarownic. Tylko szkopuł tkwił w tym, że odkąd Othelia odeszła to Ona stała się prawowitym dyrektorem porty, a tym samym stała się Czarodziejką. Bo tylko biała istota może obciąć prymat dobrej magii. </div><div style="text-align: justify;">Oparcie znalazła w Lilianach. Kupido jako specjalista od miłości postanowił nauczyć zaklętą wszystkiego co wie o niej. Tak więc przed Fauną otworzyła się nowa, trudna dla niej droga. Czy nowa dyrektorka podoła powoerzonemu zadaniu? Czy odzyska dawne życie? </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br></div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-57023371407993372842016-10-15T17:56:00.000+02:002016-10-31T21:45:50.218+01:00Rozdział 30<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b>Rozdział 30</b><br />
<div>
<b>Prawdziwe oblicze</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wieczorem tego samego dnia, kiedy chłopcy przeniknęli do świata mitów dyrektorka Fauna szła ciemnymi korytarzami Mrocznego Zamczyska. Miała na sobie czarną suknię, a właściwie tylko jej strzępy. Nie miała butów. Jej prawdziwe czarne kępki włosów były w kompletnym nieładzie. Poruszała się szybko i cicho pomimo zwiększonych gabarytów. Nikt oprócz Skalara nie znał jej tajemnicy. Każdej pełni księżyca przybierała swoją prawdziwą postać. Fauna była ogrzycą, chcącą zniszczyć ten świat. Nienawidziła wszystkiego co piękne kolorowe, a przede wszystkim nie mogła znieść upokorzenia, jakiego doznała przed laty od swojej starszej siostry, pięknej Otheli - czarodziejki iskier, prawowitej dyrektorki Porty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Stało się to kilka lat po tym, jak Othelia objęła stanowisko dyrektora szkoły dla czarodziejek i czarodziejów. Zaprosiła ona wtedy swoją siostrę pod pretekstem krótkiej pogawędki. Wiedziała, że w jej sercu gości nienawiść i zniszczenie, jednak podjęła próbę by to zmienić. Fauna - świeżo upieczona absolwentka Mrocznego Zamczyska skorzystała z zaproszenia mając nadzieję, że wreszcie uda jej się pojednać ze siostrą, jednak jak powszechnie wiadomo czarodziejki i czarownice nie mają szans na przyjaźń a już w ogóle wstydem było kiedy są one rodziną i się szanują. W naturze Czarodziejki, jako, że są symbolem dobrej magii powinny zwalczać czarownice, a nie się z nimi zaprzyjaźniać i vice versa. Othelia i Fauna były jednak inne. Przynajmniej na początku, kiedy jeszcze serce tej drugiej wolne było od mroku. Potem ich relacje stopniowo zanikały, aż w końcu Fauna w ogóle zaprzestała kontaktów z siostrą. Othelia czekała na siostrę. Nie miała wobec niej żadnych złych zamiarów, jednak tego co się stało nawet ona nie potrafiła przewidzieć, a tym bardziej zapobiec temu. Siostry uściskały się na przewianie po długiej prawie dziesięcioletniej rozłące, po czym wybrały się na spacer. Szły tak przez gęstwinę otaczającą szkołę rozprawiając o tym co działo się przez minioną dekadę. Opowiadały sobie o zdobyty doświadczeniu. Othelia wyczuła po głosie siostry, że tęskniła za nią szczerze, jednak nie była już jednak tą samą osobą. Fauna była już tak zła jak było to tylko możliwe. Wtedy to czarodziejka iskier podjęła decyzję, która zaważyła na całym jej dalszym życiu. Chciała ratować siostrę. Kiedy stanęły na środku plany rzekła do niej:<br />
- Wybacz mi to co zaraz zrobię, ale nie mogę Cię znowu stracić. - rzuciła zaklęcie i Fauna z pięknej kobiety zmieniła się w odrażającego potwora. Kiedy czarownica spostrzegła się co się stało wpadła w furię. Przyszpiliła siostrę do najbliższego drzewa, żądając od niej zdjęcia zaklęcia, jednak było ono wieczne, i już nic nie można było zrobić. Fauna odeszła od siostry ze łzami w oczach poprzysięgajäc jej zemstę, która miała nadejść już wkrótce.</div>
<div style="text-align: justify;">
Fauna stała już przed gabinetem dyrektora Skalara - jej jedynego przyjaciela od momentu tego nieszczescia. Zapukała, po czym weszła do środka nie czekając na odpowiedź. Wewnątrz siedziało jeszcze dwoje uczniów, tych z którymi walczyli Czarodzieje żywiołów. Dyrektorka podeszła do biurka rzucając im spojrzenie mówiące „Przecież oni mieli nie żyć!”</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczym zwróciła się w stronę Skalara oparła głowę na jego ramieniu i zaczęła płakać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy ja proszę o tak wiele? Chcę tylko dopłacić się siostrze za jej zniewagę, jednak jej dzieci ciągle mi uciekają! - lamentowała </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ciii... Spokojnie. Już niedługo dostaniesz to czego tak bardzo pragniesz. Kochana, przestań płakać. - próbował ją uspokoić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystkiego już próbowałam, żeby zdjąć zaklęcie mojej kochanej siostrzyczki. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No właśnie. Jej moc slabnie, i prawdopodobnie już niedługo zaklęcie nie będzie działać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Skalarze, w przeciwienstwie do naszych zaklęć zaklęcia czarodziejek są niezależne od ich mocy. A już zwłaszcza zaklecia wieczyste. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kotuś, znajdziemy sposób, żeby Cię wyswobodzić. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pójdę do niej zajrzeć. Może wreszcie znalazła sposób na to, aby odwołać swoje dawne slowa. - powiedziała, po czym wyszła. Szybkim krokiem kierowała się ku lochom szkoły. Kiedy już się tam znalazła odszukała odpowiednią celę, i przeniknęła przez drzwi. </div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-22672379459172509572016-09-12T00:00:00.000+02:002016-10-13T22:24:17.062+02:00Rozdzial 28 29<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<br />
<b>Rozdział 28<br />Rozmowa </b><br />
<b><br /></b>
Kiedy Timena przeniosła nas do naszych czasów i wróciliśmy na statek wraz z dwoma rjeńcamir1; powitał nas oczywiście profesor Fox i rozpoczął swój krótki monolog o tym jak to nam świetnie poszło, i jaki jest z nas dumny. Nie zapomniał też wspomnieć o tym, że żałuje, że nie mógł nam pomóc. <br />
Cała droga powrotna do szkoły okropnie się dłużyła, jednak nasi wrogowie dostarczali nam dość rozrywek po tym jak Cornelio rzucił na nich zaklęci blokujące moce. W sumie to zaklęcie nie blokowało mocy, ale jak ktoś chciał ich użyć to jego czar obracał się przeciw niemu samemu, sprawiając jednocześnie potworny ból. Jednak pomimo zaklęcia nasi delikwenci nadal próbowali coraz to silniejszych uroków, skutkiem czego były coraz silniejsze fale bólu i jęków. <br />
- Mam tego dosyć! - Powiedział w końcu Louis.- zdejmijmy tę blokadę. <br />
- Nie! To zbyt ryzykowne. Mogą nas znów zaatakować. <br />
- Niestety Andy ma rację r11; zgodził się ze mną profesor Fox <br />
- A tak w ogóle to nie znamy ich imion.- r39;stwierdził Louis- <br />
- To nie jest teraz najważniejsze. Wybaczcie nam muszę pogadać z Timenią. Powiedziałem podchodząc do mojej przyjaciółki. Chwyciłem ją za rękę, i pociągnąłem do sąsiedniego r39;pomieszczenia. Zostaliśmy sami. <br />
- Możesz mi coś wyjaśnić? <br />
- To zależy od tego co chcesz wiedzieć. <br />
- Jestem trochę skołowany. Cornelio powiedział nam, że macie takie same moce jak my, a tu nagle się okazuje, że ty masz władzę nad czasem o co chodzi? <br />
- Jestem czarodziejką wody i czasu. Tak samo Louis. Swoją moc czerpiemy z rzeki czasu. Tyle, że ja próbuje ukryć dodatkową zdolność, a twój brat nawet tego jeszcze nie odkrył. Ale moce wody i czasu są ze sobą powiązane. <br />
- Teraz rozumiem. Wiem dlaczego tak się mnie wystraszyłaś na samym początku, jak ci powiedziałem, że mam r39;moce ognia. Bałaś się, że twoje moce się przy mnie wyparują, ale jak widać, nic ci nie jest. <br />
W tym momencie przerwał nam głos profesora Foxr17;a dochodzący z głośników <br />
- Przygotować się do lądowania. Przystanek Mroczne Zamczysko. <br />
Co jakim cudem. Myślałem, że lecimy do Porty. Pomyślałem, ale w sumie i tak miałem interes do profesora Skalara <br />
<br />
<b>Rozdział 29</b><br />
<b>Misja w Mrocznym Zamczysku </b><br />
<b><br /></b>
Dyrektor Mrocznego zamczyska stał w wejściu do swojej placówki. Czekał na nas. Kiedy wylądowaliśmy. Podszedł do nas i obrzucił surowym wzrokiem tak, jak chciałby chciał nas spopielić jednym spojrzeniem. <br />
- Wejdźcie.- powiedział z lekkim obrzydzeniem. Wiedzieliśmy, że nie przepada za nami. Z resztą tak jak my za nim. <br />
Wnętrze szkoły dla czarownic i czarnoksiężników było całkowitym przeciwieństwem holu naszej. Korytarz wejściowy nie był tak przestronny chociaż był wysoki. Było ciemno, a jedynym źródłem światła były pochodnie osnute pajęczynami wbite w ścianę co jakieś pięćdziesiąt metrów. Było zaskakująco cicho jak na szkołę. Domyśliłem się że muszą trwać lekcje. <br />
-Czy wszystkie korytarze tak wyglądają? r11; zapytałem <br />
- Co brakuje ci światła Andy? r11; zapytał r11; Mrok i ciemność potęguje naszą moc. Uczniowie teraz śpią. Lekcje odbywają się w trybie nocnym. Co więcej dla niektórych uczniów światło dnia jest zabójcze. Nie możemy sobie pozwolić na okna. <br />
Zamurowało mnie. Skąd on zna moje imię! No ale nic. Brnijmy w to dalej. <br />
- Miałem na myśli nie tylko te egipskie ciemności. Te pajęczyny... wyglądają jakby od tysiąca lat tu nikt nie sprzątał. <br />
- Och mamy czyścicieli. Zatrudniliśmy Harpie. Krążą po całej szkole i zjadają resztki. Te pajęczyny są sztuczne. To tylko element wystroju <br />
- A to ci dopiero. Mają na usługach potwory- -- Zatrudniliście te monstra? <br />
- Mamy obustronne kości. One są zawsze najedzone, a my mamy czysto. <br />
- A uczniowie? Nie obawia się pan że coś im zrobią? <br />
- Ataki na uczniów to rzadkość. Nasz personel wie co robić. Harpie nie są wyjątkiem. Co prawda zdarzają się, ale źle się kończą dla tej drugiej strony. Ale z tego co mi wiadomo, to nie przyszliście tu plotkować ze mną, o tym kogo zatrudniam, prawda? r11; odrzekł dyrektor, ucinając temat jego pracowników <br />
- Prawda, od profesor Fauny wiemy, ze w pańskiej szkole znajdują się jedyne drzwi do książkowego świata, których nie ma u nas. Mianowicie chodzi o świat Percyr17;ego Jacksona. <br />
- Ach świat mitów greckich, bogów i herosów, nieprawdaż? <br />
- W rzeczy samej. Mamy tam misje do wykonania. Jeśli wyraża pan na to zgodę to wejdziemy tam, zrobimy swoje i sobie pójdziemy. <br />
- Ależ oczywiście - powiedział z udawaną uprzejmością.- Pozwólcie, że was zaprowadzę.- Wszyscy ruszyliśmy za nim plątaniną korytarzy w głąb szkoły. Im dalej się posuwaliśmy tym bardziej było ciemno, i tym mocniejsza była negatywna aura. Zbliżaliśmy się do serca szkoły. Było coraz zimniej, a nasza pozytywna magia słabła coraz bardziej i bardziej i bardziejr30; Wiedziałem, że to koniec. W razie ataku nie mieliśmy jak się bronić. Nasza magia znikła całkowicie, kiedy doszliśmy do wielkich spiżowych drzwi. Była na nich wykuta inskrypcja rPercy Jacksonr30;r1; <br />
- To tu. Teraz musimy się pożegnać. Przypominam wam, że do puki nie osiągniecie rozszerzenia Stróża światów będziecie w nim niewidzialni dla jego mieszkańców, jednak skutki waszych działań będą jak najbardziej widoczne. Dlatego proszę was o dyskrecje, bo możecie komuś napędzić niezłego stracha <br />
- Okay, my znikamy - powiedziałem, ale zanim zdążyłem cokolwiek zauważyłem lecącego ku nam papierowego łabędzia. To była jedna z funkcjonujących tu form roznoszenia listów. Coś takiego jak ziemscy listonosze. Kiedy łabędź usiadł mi na otwartej dłoni rozłożył się, a ponieważ w ten sposób przekazuje się tylko pilne wiadomości, i nie ma czasu na ich czytanie, wiec jej treść została nam przekazana głosowo: <br />
<br />
<center>
Drodzy Strażnicy!<br />Macie przed wami chyba najtrudniejsza jak dotychczas misja. W świecie mitów bardzo źle się dzieje. Kronos- Król Tytanów próbuje przejąć władzę nad tamtejszym wymiarem. Jeżeli mu się uda życie straci bardzo wielu niewinnych ludzi Musicie go powstrzymać.<br />To pierwsza część zadania. Kolejna to ochronić Luker17;a Castellana przed wpływami Kronosa. On nie może mieć dostępu do chłopaka. Kronos będzie próbować do niego dobrać przez sny. Nie może mu się udać<br />Co do Percyr17;ego to do obozu ma trafić dopiero za dwa lata, ale nie można zapominać, że jest on synem Posejdona. Im później pozna prawdę tym lepiej dla niego. Jemu też przyda się ochrona.<br />Działania jakie podejmujecie w światach nie mają wpływu na akcję książki. Działacie tylko w świecie rzeczywistym, a nie ingerujecie w tekst książki.<br />Do listu dołączam jeszcze nie aktywne amulety Stróżów Świata. Tylko mieszkaniec tego drugiego świata może go aktywować wzywając was. Zyskacie wtedy dodatkowe moce, które pomogą wam ukończyć misję.<br />Z mojej strony to na razie wszystko. Będę obserwowała przebieg misji w swojej Kuli Losów. Postaram się wam pomóc jak tylko mogę.<br />Powodzenia!</center>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-35435642589829527142016-09-05T00:00:00.000+02:002016-09-05T00:00:03.199+02:00Rozdział 27<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b>Rozdział 27<br />Walka</b><br />
<br />
Mój strój nie zmienił się zbytnio, ale zamiast płomienia nad głową miałem coś w rodzaju miedzianej zbroi, tylko że lżejsza, a zamiast skrzydeł miałem płetwę grzbietową.<br />
- Oceanix! - Krzyknęła Timena i również przywołała swoją moc oceanow. Trwało to zaledwie ułamek sekundy i już było obok mnie. nie ukrywam, że jej obecność dodaje mi sił. Znaliśmy się dopiero kilkanaście minut, a już bardzo się do siebie przywiązaliśmy<br />
- Dokąd płyniemy? - zapytała niby od niechcenia<br />
- Poczekaj. - Powidziałem, po czczym spróbowałem odnaleść magiczny ślad Płomyka - Powinniśmy płynąć na północ<br />
- No to w drogę. Aha, lepiej trzymaj się powierzchni wód. Im głębiej tym więcej niebezpieczeństw.<br />
- Dobrze, nie martw się. Nie z takich opresji wychodziliśmy cało.<br />
- Tak ale jesteś tu sam. A twoi bracia nie mogą pomóc ci przez barierę czasu.<br />
- Hej, przeciez mam ciebie. Co złego moze nas spotkać?<br />
- Mam skłamać czy powiedzieć prawdę?<br />
- Powiedz prawdę. - poprosiłem<br />
- No to wszystko. Począwszy jeży morskich na drapieżnych rybach i wulkanach podwodnych kończąc<br />
- Bez przesady. Jak groźny może być taki jeżyk?<br />
- Te jeże żywią się ludzką krwią. w dodatku ich ślina zawiera środek znieczulający, który jest dla nas zabójczy. - powiedziała, i zapadło długie milczenie. Dopływaliśmy właśnie do jakieś rafy, kiedy poczułem silne ukłucie w stopie.<br />
- Timeno, coś mnie ukuło w stopę. Możesz to sprawdzić.<br />
- Dobrze, ale obiecaj nie krzyczeć. ja już wiem co to jest.<br />
- Szybciej. wyjmij to. Boli...<br />
- Już już. to tylko strzała morska. nic ci nie będzie. ale przydał by się ktoś z mocami leczącymi<br />
- No to klops. Tylko Charles potrafi leczyć<br />
- Może moja siostra coś wskóra, ale sprowadzenie jej nie będzie takie łatwe. Po ostatnim zaklęciu zostalo mi mało mocy.<br />
- Zaraz, a może przewodnicy mogą coś pomóc. Pudełko przewodnika!<br />
- Jestem Auron. W czym mogę ci pomóc?<br />
- Potrafisz leczyć?<br />
- Tylko małe i średnie urazy, ale zobaczę co da się zrobić. Pokaż mi to.- Powiedział mój przewodnik. W przeciwieństwie do Skeniego Auron potrafi mówić, więc komunikacja nie stanowi większego problemu.<br />
- To rana po strzałce wodnej. Zaraz będzie dobrze - powiedział po czym, po czym zasklepił rane jakimś bezgłośnym zakleciem. Nawet najmniejszy ślad nie został.<br />
- Proszę, to tkwiło w twojej nodze. - powiedziała Timena i wręczyła mi cienki patyczek pokryty delikatną warstwą mojej krwi.<br />
- Kiedy mi to wyjęaś? Nawet nic nie poczułem<br />
- No widzisz. Najważniejsze, że w porę ją zauważyliśmy. I że nie jest zielona.<br />
- Czy było by źle gdyby to była zielona strzałka wodna?<br />
- Najpewniej już byś nie żył. Są pokryte silną neurotoksyną, która sparaliżowała by cię w kilkanaście sekund, a po upływie minuty umarł byś<br />
- Wobec tego miałem naprawdę wielkie sczęście.<br />
- No dobrze. Strzałki to jeden z elementów obrony, więc musimy być już bardzo blisko. Następna puapka może nie być już taka łatwa do przejścia.<br />
- Hej. Spójrz tam. To chyba wierze zamku.<br />
- A i owszem. To zamek - więzienie z kilkoma podziemnymi komnatami.<br />
- Oni są tam. Wyczuwam ich. Możesz sprowadzić tutaj resztę naszej paczki. Bariera osłaniająca jest za silna dla tylko naszej dwójki.<br />
- Nie mogę. Nie odzyskałam jeszcze mocy po ostatnim zaklęciu.<br />
- Nie zapominajcie o nas. - Nagle wyłaniają się z pudełeczek nasi przewodnicy Trytonix.<br />
- Auron<br />
- Sirene!<br />
- Dobrze was znowu widzieć. - Powiedziala strażniczka Timeny<br />
- Mnie jeszcze nie znasz. Jestem Andy. Jeden z zaginionych książąt Donny. To zaszczyt móc cię poznać.<br />
- Czy możecie użyczyć nam swojej mocy? - zapytała Timena<br />
- Nie, ale możemy pomóc zniszczyć barierę Mamy wystarczająco mocy, ale żeby było jeszcze łatwij sprowadzimy tu innych przewodników.<br />
- Ok. Poszukajmy centralnego punktu kopuły. To jest jej najsłabsze miejsce.<br />
- Tak jest!-<br />
- Kropla Lawy!<br />
- Wizualizacja Czasu!<br />
- Przeniesienie!<br />
-Tam! Jest. Cała moc w tamten punkt! - Powiedziałem wskazując na szczyt ukazującej się na chwilę kopuły.<br />
- Jeszcze nie. Zaczekajmy na resztę.<br />
- Nie ma potrzeby. Już są. Spójż tam<br />
- Tak i to nie tylko przewodnicy. Dziewczyny i twoi przyjaciele.<br />
- To jesteśmy w komplecie.<br />
- Użyjcie Trytonixu! - Pouczyła ich Timena<br />
- Może ja im pomogę. Natchnienie Mocy! - wypowiedziałem zaklęcie po czym skierowałem jego moc na czwórkę moich braci. Zaczęli transformować.<br />
- Wodna natura!<br />
- Wyjący wiatr<br />
- Piaszczysta plaża<br />
- Oceaniczne Prądy<br />
Ich stroje różniły się tylko kolorami, ale ich moc była większa niż pod czas podstawowej transformacji<br />
- Szybko! Trzeba to zniszczyć.<br />
- Koniecznie. Ale lepiej oszczędzajcie moc. Ja to zrobię.<br />
- Nie. To zbyt niebezpieczne. Zrobimy to razem. Konwergencja zużywa dużo mniej mocy, więc nic nam nie będzie<br />
- Smocze objęcia<br />
- Waleczne wodorosty<br />
- Kropla Lawy<br />
- Podwodny wir<br />
- Piaszczyste jezioro<br />
- Powódź<br />
- Świetlista burza<br />
- Wieczna pożoga<br />
- Pieczęć Neptuna<br />
- Grad meteorytów<br />
- Liściasty gaj<br />
- Czarna dziura<br />
- Połączenie Przewodników: Naznaczenie<br />
- Mega zaklęcie: Atak czarodziejów - powiedział Charles i ze wszystkich naszych rąk wystrzeliły fioletowe strumienie mocy skierowane w jeden punkt. Kopuła pękła rozleciała się w drobny mak. Okazało się, że to pod nią byli uwięzieni nasi przyjaciele. Lecz kiedy chcieliśmy ich uwolnić, rozpętało się prawdziwe piekło. Zostaliśmy otoczeni przez gigantyczne elektryczne meduzy, którymi dowodzili dwa Chłopcy miej więcej w naszym wieku, ale na pierwszy rzut oka widać było, że nie są do nas przyjaźnie nastawieni.<br />
- Proszę, proszę najpotężniejsi czarodzieje Magicznego Wymiaru, a nie potrafią rozgromić bandy galaretek<br />
-Kim jesteście. Nie ma was a liście gości. - Powiedział Louis<br />
- Louis to nie czas na żarty. - Odpowiedziałem<br />
- Mały ma rację. Wasz los jest przesądzony - dopowiedział jeden z napastkików<br />
- Mały? Już ja wam dam 'Małego'! Już po was! - powiedziałem ze wściekłością - Wrząca Lawa! - Wypowiedziałem zaklęcie, ale przy celowaniu chybiłem o kilka milimetrów, dzięki czemu napastnik miał tylko lekko nadpaloną grzywkę<br />
- Oh, lepiej popracuj nad celem - wycedził przez zęby ten w którego celowałem.<br />
- Wybaczcie. Musimy się naradzić jak to rozegrać aby szkody były jak najmniejsze. - Powiedział Lex, który mimo napiętej sytuacji zachował powagę<br />
- Hmm.. po dłuższym zastanowieniu odpowiedź brzmi 'nie'! <br />
- Hej przed każda bitwą lub wojną jest tzw. narada wojenna.<br />
-Raczę poinformować szanownego pana śpiocha, że wojna już się zaczęła - odezwał się drógi z wrogów<br />
- Ups... wobec tego proponuję pojedynek. najsilniejszy z nas przeciwko najsilniejszemu z was.<br />
- Przykro mi. Pertraktacje zakończone. Promień ciemności - powiedzieli napastnicy celując w nas<br />
- Smocze łuski! Ostre pazury! - wypowiedział zaklęcie Lex<br />
- Zapora anty magiczna!<br />
- A niech to licho. Są odporni na magię.<br />
- Zaraz! Coś mi przyszło do głowy- powiedział Charles. - Pamiętacie jak poznaliśmy Lex'a?<br />
- Jasne. Chyba już wiem o co ci chodzi. Chcesz ich pokonać bez użycia magii. Dobrze myślę? - zapytał Louis<br />
- Ooo zaskoczyłeś mnie. Jednak masz jakiś tam użytek z tych twoich szarych komórek r11; zadrwił Charles<br />
- Hej! To nie pora na wygłupy. Chyba, że chcecie zostać usmażeni. - Oznajmiłem stanowczym tonem lekko ironizując.<br />
- Nie mamy broni r11; zauważył Lex<br />
- Owszem mamy, Wrząca Lawa! - wypowiedziałem zaklęcie i z moich rąk wystrzeliło w wodę kilkanaście strumieni lawy, która szybko zastygła tworząc poręczne maczugi.<br />
- No nie! To się nie dzieje! - wrzasnął jeden z nich - Ty mały nędzny szczurze. Już po tobie!<br />
- Jak mnie Nazwałeś?<br />
- Och racja! Jesteś Nikim. NIKIM!<br />
- Może i jestem nikim, ale nie jestem sam. W przeciwieństwie do was ja mam przyjaciół, z resztą bardzo potężnych. Razem w końcu uda nam się pokonać zło.<br />
- Coś ty wymyślił, Andy?<br />
- Lex, proszę was o zaufanie. a teraz weźcie to. - Powiedziałem wręczając każdemu każdemu z nich po maczudze.<br />
- Zwariowałeś? One na lądzie potrafią ważyć kilka ton, a co dopiero w wodzie.<br />
- W cale nie są tak ciężkie. Te maczugi wykonane są ze specjalnego rodzaju skał, które da się podnieść tylko siłą woli.<br />
- No dobra. czeka ich ostry łomot.<br />
- Nie ciesz się tak szybko mój drogi. Fizyczna tarcza!<br />
- Świetnie! Teraz oprócz zaklęć są odporni na ciosy fizyczne. Jak ich teraz pokonać?<br />
- Tarcza fizyczna w przeciwieństwie do magicznej nie jest tak odporna. Każdy cios ją osłabia.<br />
- Mike ma rację. Te tarcze nie wytrzymają kiedy skierujemy na nie grad pocisków. Smocze Pazury. - powiedział Lex kierując swoje zaklęcie na tarcze przeciwników.<br />
- trzy, dwa..., jeden Teraz! - Powiedział Charles kiedy tarcze pękły. Ruszyliśmy do ataku. W pierwszej chwili nasi wrogowie byli lekko zdezorientowani i zaskoczeni ale szybko się pozbierali i zdołali odeprzeć pierwszy atak jednak ich błędem było skierowanie całego swojego ataku na mnie. Reszta grupy zyskała wtedy trochę czasu i okrążyła tych dwoje nie dając szansy na ucieczkę. wróg został pokonany szybko i skutecznie. Nikt nam już nie zagrażał.</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-87200241298551885032016-08-29T00:00:00.000+02:002016-08-29T00:00:14.644+02:00Rozdział 26<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr">
<b>Rozdział 26</b><br />
<b>Niespodzianka</b></div>
<div dir="ltr">
Kiedy byliśmy już wszyscy w komplecie ruszyliśmy za miast, w kierunku lasu, w którym objawiły się nasze moce. To tam musiał najwidoczniej stać nasz statek.<br />
- Nie macie nic przeciwko, jeżeli pojedzie z nami klasa dziewcząt Profesora Foxa? Nikt nie mógł wziąć zastępstwa, a Fox nie chciał zostawić ich samych.<br />
- Nie. Każda para rąk się przyda.<br />
- To świetnie.<br />
- Jakie mają moce?<br />
- To są czarodziejki - strażniczki żywiołów. Mają te same moce co wy.<br />
- Hej, nie prosiliśmy cię abyś nas swatał .<br />
- Nawet nie próbowałem. Samo tak wyszło.<br />
- Dobra. Chodźmy już. Nie mam zamiaru się teraz z tobą kłócić<br />
- I słusznie.<br />
Ruszyliśmy dalej<br />
w stronę statku. Byłem zły na Cornelia, że dopuścił do czegoś takiego. To się w głowie nie mieściło. Myślałem, że jeżeli jesteśmy książętami to rodzice czyli król i królowa mają wybrać nam narzeczone.<br />
- Mam tego dosyć. Szybciej będzie jeżeli polecimy. - Przerwał w końcu ciszę Louis.<br />
- Nie. Każda aktywacja waszych mocy osłabia je. Jeżeli teraz ich użyjecie to nie starczy wam sił na późniejszą walkę.<br />
- A kto powiedział, że będzie potrzebna walka. Może i tę sprawę uda się załatwić dyplomatycznie.<br />
- To też racja, ale przezorny zawsze ubezpieczony.<br />
- Niech ci będzie. Ale Fox nie będzie walczył. Mógłby nas teleportować na statek<br />
- Jak dla ciebie to jest Profesor Fox. Poza tym jeśli chodzi o twoje pytanie to on nie zna naszego położenia. Gdyby spróbował to zrobić mogłoby się okazać, że zamiast nas teleportuje jakieś dzikie zwierzę, albo jakiegoś przestępcę, który ucieka przed policją.<br />
- Naprawdę? Mogłoby się coś takiego stać?<br />
- Niestety tak. To często się zdarza młodym i niedoświadczonym czarodziejom i czarodziejkom.<br />
- Nie miałem pojęcia. To był głupi i niebezpieczny pomysł.<br />
- Ale mogę spróbować czegoś innego. - powiedział nagle po chwili zastanowienia Cornelio<br />
- To znaczy? Co masz zamiar zrobić?<br />
- Jako, że w połowie jestem czarnoksiężnikiem mam w zanadrzu jeszcze kilka sztuczek. Mogę wykorzystać energię magiczną innej istoty żywej, niekoniecznie człowieka, do własnych celów, i nie stracił bym przy tym ani trochę mojej energii magicznej. Niestety proces ten jest śmiertelny dla drugiej strony, chyba, że źródło mocy tej istoty jest nieskończone.<br />
- To ryzykowne. Musimy znaleźć coś co jest w stanie się po tym pozbierać.<br />
- Najlepszym źródłem takiej energii zazwyczaj są rośliny. Czerpią one swoją moc z ziemi. a jej energia jest niewyczerpywalna.<br />
- Nie, energia ziemi jest źródłem mocy Mirona. To może go osłabić.<br />
- Nie ma takiej możliwości, ponieważ nie będę czerpał bezpośrednio z jego mocy, tylko ze źródła, a ono jest w stanie się zregenerować.<br />
- Skoro tak mówisz. Rób co musisz. Mam już powyżej uszu tego miejsca.<br />
- <i>Ja Cornelio absorbuję energię tego drzewa! Od teraz ja nią władam!</i>- wypowiedział formułkę, po czym ujrzeliśmy jak z drzewa zaczyna wypływać jego życiowa energia. Gromadziła się ona w nedalionie zawieszonym na szyi naszego kuzyna. Drzewo umierało, powoli, ale umierało.<br />
- Charles, jesteś czarodziejem natury. Możesz je uratować! powiedział Miron.<br />
- Dla niego już nic nie mogę zrobić. Cornelio wyssał z niego całą energię.<br />
-<i>Teleportus</i>! - Krzyknął Cornelio i nagle znaleźliśmy się na pokładzie statku ze szkoły.<br />
Gdy niespodziewanie pojawiliśmy się na pokładzie szkolnego statku od razu dopadł nas profesor Fox i zaczął oskarżać Cornelia o niepotrzebne używanie mocy, ale koniec końców jakoś z tego wybrnął. Nas jednak zainteresował inny szczegół. Na pokładzie były dziewczyny, a dokładniej cała piątka dziewczyn. Jedna z nich najbardziej przykuła moją uwagę. Miała ognisto rude włosy i bladą piegowatą cerę. Jej dziwnie fioletowe oczy chyba najbardziej się wyróżniały. Jeszcze takich nie widziałem. Były wyjątkowe. Dopiero po chwili zorientowałem się, że patrzę na nią z rozdziawionymi ustami. Pośpiesznie je zamknąłem, ale Charles i tak to zauważył.<br />
- Ktoś tu, nie powiem kto, się zakochał. - wyśmiewał się pod nosem z mojej wpadki, ale za chwilę sam zrobił to samo na widok dziewczyny o czekoladowej skórze i kręconych włosach<br />
Dzisiaj właściwie wszyscy wpadliśmy w sidła miłości. Żadne z nas nie zapomni tego dnia do końca życia<br />
- Hej! - Podeszła do mnie dziewczyna, która przykuła moją uwagę.<br />
- Cześć! - odpowiedziałem spiekając się na raka<br />
- Jesteś stąd?- zapytała<br />
- Nie. Urodziliśmy się na Donnie, ale całe nasze życie mieszkaliśmy na Ziemi.<br />
- Tak?! Ja także wychowałam się na Ziemi. Jestem czarodziejką czasu. Mam na imię Timena<br />
- Och, ja mam na imię Andy. Jestem czarodziejem ognia.<br />
- Ogień? Niemożliwe... - Powiedziała ze strachem w oczach<br />
- Czy powiedziałem coś nie tak?<br />
- Nie. Po prostu mam złe wspomnienia z ogniem. To nie twoja wina.<br />
- Może mi o tym opowiesz? Będzie ci lżej na sercu. - doradziłem<br />
- To zbyt długa Historia. Prościej mi będzie pokazać.<br />
- No to pokaż.<br />
- <i>Wizualizacja czasu! </i>- Wypowiedziała i w okół nas pojawiła się wizja z jej wspomnień.<br />
Zobaczyłem płonący pokój i siedzącą na jego podłodze młodszą Timenę. Ktoś Krzyczał do niej, żeby uciekała, ale ona nie ruszała się z miejsca. Była w transie.<br />
- Pochłaniacz ognia! - wypowiedziałem odpowiednie zaklęcie i ogień zniknął.<br />
- Jak to zrobiłeś? Przecież to nie był prawdziwy ogień. Płomienie, które wdzieliśmy to tylko wizja moich wspomnień.<br />
- Timeno, twoje zaklęcie było silniejsze niż przypuszczałaś. To nie była wizja. Ty nas przeniosłaś do tego momentu w przeszłości.<br />
- Więc ten ogień... On był prawdziwy?<br />
- Niestety tak. Ale skoro twoje zaklęcie nas tu przywiodło to znaczy, że mamy tu jakąś misję do wykonania. Wiesz może gdzie dokładnie się znajdujemy?<br />
- Tak. Jesteśmy na planecie Karot. Zostałam tu uwięziona nim pałac stanął w płomieniach.<br />
- Karot?! To tutaj musieliśmy się udać, aby uratować Liliany. Poczekaj chwilkę. - Powiedziałem po czym spróbowałem nawiązać kontakt telepatyczny z Plomykiem<br />
- <i>Płomyk, Płomyk, słyszysz mnie?</i><br />
- <i>Tak, o wiele wyraźniej niż poprzednio</i><br />
- <i>To świetnie. Nie podejmujcie żadnychdziałań. Spróbuję was namierzyć.</i><br />
- <i>Użyj Trytonixu. Będzie ci łatwiej</i><br />
- Ogniu otocz mnie - Powiedziałem tym razem na głos.<br />
- Dlaczego transformowałeś?<br />
- Chcę użyć mocy Trytoix do namierzenia magicznego śladu Lilianów. ale nie za bardzo wiem jak to zrobić.<br />
- Spokojnie. Pomogę ci. Masz już perłę?<br />
- Jasne.<br />
- No to wejdź do wody. - zrobiłem jak kazała. i udało się aktywowałem wielką moc Trytonixu<br />
- Kropla Lawy!</div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-55447608017709343302016-08-22T00:00:00.000+02:002016-08-22T00:00:44.958+02:00Rozdzał 25<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b>Rozdział 25<br />Komu w drogę, temu misja?</b><br /><br />Kiedy wylądowaliśmy na polance za szkołą było już późno. Wiedzieliśmy, że przegapiliśmy porę kolacji, ale nie przejmowaliśmy się tym, ponieważ z podróży zostało nam jeszcze dość sporo kanapek i kilka butelek soku. Kiedy skończyliśmy jeść zaczęliśmy sprzątać swoje rzeczy, i wychodzić ze statku. Na dziedzińcu szkoły czekała już na nas pani dyrektor i kilkoro nauczycieli.<br />- Szykuje się długi apel - powiedział znudzony Charles<br />- Może nie będzie tak źle - Powiedziałem chcąc powiedzieć jeszcze o tym jak bardzo jesteśmy zmęczeni, ale nie zdążyłem ponieważ przerwała mi dyrektorka<br />- Witajcie w domu! Gratuluję wam misji zakończonej sukcesem nadzieję, że ta jutrzejsza misja też taka będzie. Jest późno. Kolacja czeka w waszym pokoju. Najedzcie się, a potem przyjdźcie do mojego gabinetu. Trzeba omówić szczegóły misji. Aha. Jeszcze jedno Szkolenie o poziomie Trytonix podejmiecie natychmiast. Musicie mieć o nim jakieś pojecie. - Powiedziała po czym weszła do szkoły pogrążona w rozmowie z nauczycielami.<br />Kiedy weszliśmy o pokoju tak jak obiecała dyrektorka, kolacja czekała na stoliku, a że byliśmy najedzeni to wypiliśmy tylko po szklance soku i rozeszliśmy się do swoich pokoi.<br />Miałem zamiar zadzwonić do domu, ale było już późno, i wiedziałem, że rodzice pewnie już śpią.<br />Nazajutrz przez okno wlewało się cudowne ciepło. Była piękna pogoda. O dziwo obudziliśmy się wszyscy razem. Kiedy zjedliśmy śniadanie niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przypomnieliśmy sobie, że mieliśmy iść wczoraj do dyrektorki.<br />Pobiegliśmy do niej co sił w nogach, ale i tak było już za późno. Kiedy weszliśmy do jej gabinetu, ona już tam była. Chyba czekała całą noc.<br />- No nareszcie. Już myślałam, że nie doczekam się was.<br />- Przepraszamy panią. Byliśmy bardzo zmęczeni. Zupełnie wyleciało nam to z głowy.<br />- Mniejsza o to. Ważne że jesteście. Cieszę się, że udało wam się zdobyć Trytonix. Jest wam on niezbędny, aby przetrwać tą misję. Pora ruszać.<br />- A co z planem?<br />- Nie możemy obrać żadnego planu. W każdej chwili porywacz może przewidzieć plan i wszystko się zacznie sypać. Przykro mi. Tym razem musicie improwizować.<br />- No to w drogę - powiedział zniecierpliwiony Charles<br />Kiedy wyszliśmy z gabinetu pani dyrektor skierowaliśmy się ku wyjściu ze szkoły. Na podjeździe czekało sześć levibotów, ale żadne z nas nie wiedziało jak się je prowadzi.<br />Dopiero po chwili spostrzegłem mały biały guzik odpalający urządzenie. Lex oczywiście Odpalił swój levibot bez najmniejszego problemu chwilę przed nami, ale nie raczył nam pomóc W końcu jednak wszystkie maszyny zostały uruchomione, więc mogliśmy ruszać.<br />- Dokąd lecimy? - Zapytał Mike<br />- Najpierw do miasta. Musimy znaleźć miejscowe planetarium i dowiedzieć się czego szukać.<br />- A co nam da jakieś planetarium?<br />- W magicznym wymiarze jest ponad sto planet które są zalane całkowicie morzami.<br />- Tak, to rzeczywiście jest problem<br />- Sam widzisz jak bardzo ciężkie jest to zadanie. - odparłem<br />- Hej, a może nasi przewodnicy nam pomogą. - Rzucił nagle Miron<br />- Nie sądzę. W nocy rozmawiałem z Selino na ten Temat, ale nic nie mógł zrobić. Powiedział tylko, że porywacz jest coraz słabszy. Utrzymywanie osłon magicznych wyczerpuje jego moc.<br />- Więc musimy zaczekać, aż będzie na tyle słaby, że nie będzie mógł walczyć. - zaskoczył mnie Mike swoja błyskotliwością umysłu.<br />- Tak, ale nie wiemy na jakim poziomie jest jego moc, ani, gdzie mamy go szukać, a przecież nie możemy pozwolić, by on zginął.<br />- Zgoda, trzeba się śpieszyć.<br />- Nie podejmuj pochopnych decyzji, Mike.<br />-Dalej, do Planetarium miejskiego<br />Przez większość czasu podróży do miasta raczej się nie odzywaliśmy. Byliśmy bardziej skupieni na prowadzeniu levibotów, a czynność ta nie należała do łatwych. Na panelu Kontrolnym był ogrom guzików i guziczków mnóstwo wyświetlaczy pokazujących stan maszyny. Zanim rozszyfrowaliśmy co do czego służy minęło może z dziesięć minut.<br />W końcu jednak opanowaliśmy nasze pojazdy i ustabilizowaliśmy lot. Ponadto odkryliśmy, że leviboty mają zdalnie sterowaną nawigację w pełni zintegrowaną z magią.<br />Kiedy dotarliśmy do centrum miasta zobaczyliśmy wielki kilkupiętrowy budynek z szyldem głoszącym "MagiPlanetarium - Wielowymiarowa mapa kosmosu wymiaru magicznego" Wejściowy korytarz był bardzo mroczny , ale przy kasach było wręcz oślepiająco jasno<br />- Poprosimy siedem biletów. Sześć ulgowych i jeden zwykły - Powiedział Cornelio, po czym coś zabrzęczało i po chwili już trzymał w ręce pliczek biletów.<br />- 12.00$ - Powiedziała kasjerka wręczając paragon<br />- Proszę bardzo, reszty nie trzeba- powiedzial po czym odeszliśmy od kas w głąb pomieszczenia pokazującego jak wygląda aktualnie wymiar magiczny<br />- Wow, Jakie to jest piękne - Westchnął Mike<br />- Normalnie zapiera dech w piersiach! - powiedział zszokowany Louis<br />- Hej, czy to nie Donna? - zapytałem pokazując na małą zieloną planetę w oddali<br />- Tak to ona. - Odpowiedział Cornelio - a tam dalej Pegaz i Karot również zalane wodą.<br />- To musi być jedna z nich. - Powiedziałem<br />- Pomyślmy... Donna to nasz dom, więc odpada. To by było zbyt proste. Na Pegazie wody dla ludzi są trujące. Również do kosza. Zostaje Karot. To tam musimy szukać Lilianów<br />- No to w drogę - Powiedziałem z fałszywym optymizmem<br />- Dobra. Zadzwonię do szkoły, i zarezerwuję pojazd, reszta niech idzie na zakupy. Przyda się nam jakiś prowiant i ubranie. Na karocie jest bardzo zimno, wiec lepiej zaopatrzyć się w kolekcję zimową.<br />- Widzimy się za godzinę na placu głównym.<br />- Aha i postarajcie się wydać nie więcej niż 500$.<br />- Nie ma sprawy. Cześć! - Powiedzieliśmy, po czym wyszliśmy z planetarium. Na ulicach miasta panował duży ruch. Nie było jak przejść. W sklepach kłębiło się mnóstwo ludzi. Ostatecznie jednak wypatrzyliśmy lukę w piekarni. Nikt przecież bez potrzeby nie kupuje pieczywa w południe. weszliśmy do niej i kupiliśmy kilka bułek i bochenek chleba pszennego. W sumie zapłaciliśmy siedem dolarów. Następny w kolejce był sklep spożywczy. Tam wydaliśmy 75.00$.. Potem odwiedziliśmy kilka sklepów z odzieżą,. Wizyta w nich kosztowała 300.00$. . W końcu, gdy kupiliśmy jeszcze parę drobiazgów poszliśmy do centrum na plac główny. Gdy stanęliśmy koło fontanny napisałem SMSa do Cornelio, o tym gdzie się znajdujemy, tak aby jak najkrócej zajęło mu odnalezienie nas.</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-83685783439443285412016-08-15T00:00:00.000+02:002016-08-18T17:38:31.069+02:00Rozdział 23 i 24<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<br />
<b>Rozdział 23</b><br />
<b>Oceany Donny</b><br />
<br />
Ocean, w którym nurkowaliśmy był pełen życia. Dookoła pływało mnóstwo ryb, na skałach widzieliśmy przepiękne rafy koralowe. Kilka metrów dalej na łączce wodorostów były trzy syreny. Wyplatały z nich wianki i wsadzały je sobie na głowy. Jedna z nich nas zauważyła i początkowo się przestraszyła, ale później uspokoiła się i podpłynęła do nas. Miała rude włosy, upięte w ciasny kok, jasną cerę bez żadnych znamion i długi, turkusowy ogon zamiast nóg.<br />
- Witajcie, jestem Anja. W czym mogę wam pomóc?<br />
- Witaj, Anjo - przemówił Cornelio - poszukujemy królewskiego pałacu.<br />
- Och, to nie daleko. Zaprowadzę was.<br />
- Dziękujemy.<br />
- Selino, proszę przybądź. - Powiedziałem.<br />
-<i> Co się stało?</i> - zapytał.<br />
- Czy możesz mi trochę opowiedzieć o mocy Trytonix?<br />
- <i>Myślę, że jeszcze nie nadszedł na to czas, ale jak tylko zdobędziesz to rozszerzenie nauczę cię wszystkiego co o nim wiem.</i><br />
- W porządku, ale skoro wszyscy zdobędziemy Trytonix, to czemu inni nie mają swoich przewodników?<br />
- Ponieważ my pojawiamy się dopiero, gdy otrzymasz moce oceanów i mórz, które są zawarte w Trytonix'ie. Do nas należ nauczenie was wszystkiego, co wiemy o tej mocy. Pilnujemy was i sprawdzamy wasze postępy w rozwijaniu nowych mocy oraz jako przyjaciele pomagamy, kiedy wam jest źle.<br />
- Już rozumiem. Dziękuję ci, przewodniku. - Powiedziałem, po czym przytuliłem go<br />
- Nie ma za co! - powiedział po czym zniknął w swojej szkatułce<br />
Popłynąłem za resztą, a dogonienie ichnie było trudne. Na czele naszej grupy oczywiście płynęła Anja. Raz po raz zwinnie przepływała między formacjami skalnymi.<br />
Lecz kiedy dopłynęliśmy do kamiennego łuku, który jakieś sto metrów dalej łączył się z wysepką, na której najprawdopodobniej znajdował się Pałac Królewski Donny - Nasz Dom.<br />
- Dalej nie wolno nam płynąć. Na tej wyspie znajduje się wasz cel.<br />
- Anjo, dziękujemy ci w imieniu rodziny królewskiej. - Powiedziałem, po czym cała nasza piątka pokłoniła się jej. Corlelio oczywiście wisiał w wodzie obok, przyglądając się całej sytuacji.<br />
- Rodzina Królewska? Co? - zapytała lekko zaskoczona i zmieszana.<br />
- Tak, nasza piątka... Jesteśmy zaginionymi dziećmi Pary Królewskiej Donny. Przez te 16 lat wychowywaliśmy się na Ziemi nieświadomi tego, kim jesteśmy. Ale teraz, kiedy już wróciliśmy do domu, odnajdziemy naszych rodziców i przywrócimy naszej planecie dawny porządek. Obiecujemy!<br />
Kiedy pożegnaliśmy syrenę, wyszliśmy na ląd okazało się, że nasze ubrania są suche. W grupie pomaszerowaliśmy w stronę pałacu.<br />
- Czego szukamy? - Zapytałem.<br />
- Nie wiem, ale lepiej mieć oczy szeroko otwarte.<br />
- Przestań! Ta planeta jest wymarła, a to jest jej jedyne suche miejsce. - Powiedział Cornelio.<br />
- To samo mówiłeś o oceanie. Jakoś nie jest wymarły.<br />
- Dobra. Koniec tych sprzeczek. Od Selino dowiedziałem się, że syrena - wojowniczka strzeże czegoś co nazywa się Perłą Trytonix.<br />
<br />
Rozdział 24<br />
Moc Trytonix<br />
<br />
Po kilku minutach spędzonych w naszym domu na odtwarzaniu naszych wspomnień z tego miejsca, zaczęliśmy szukać.<br />
- Jak ta perła w ogóle wygląda? - zapytał Charles.<br />
- Nie wiem, ale znam kogoś, kto może nam pomóc... Selino. - Powiedziałem, a on zjawił się błyskawicznie.<br />
- Co się stało? - Zapytał.<br />
- Możesz nam powiedzieć, jak ta perła wygląda?<br />
- Och... Perła nie istnieje w świecie rzeczywistym. Każdy z was otrzyma własną perłę. Dla każdego z was wygląda inaczej. Żeby znaleźć perłę, musicie najpierw znaleźć siebie. - powiedział, po czym zniknął.<br />
- Spójrzcie, ktoś nadlatuje! - Powiedział Louis.<br />
Gdy spojrzeliśmy w odpowiednią stronę, zobaczyliśmy mknącą ku nam syrenę. Ale to coś mi się nie zgadzało.<br />
- Od kiedy syreny mogą żyć na lądzie i w dodatku latać? - zapytałem.<br />
- Od zawsze, ale bardzo rzadko wykorzystują tę możliwość. Wolą środowisko wodne.<br />
- Słuchajcie. To musi być Syrena - wojowniczka. Spójrzcie na to co trzyma w prawej dłoni.<br />
- Miron ma rację. To włócznia.<br />
- Witajcie! Mam na imię Lily. Strzegę Mocy Trytonix, po którą przybyliście.<br />
- Mamy się zmierzyć z tobą w pojedynku? - Zapytałem.<br />
- Nie sądzę, aby to było konieczne. Poza tym jestem dla was za szybka. Teraz zasady się zmieniły. Musicie przejść trzy próby.<br />
- Nie mamy czasu na próby.<br />
- Pierwsza próba to próba mądrości. - Powiedziała puszczając moją uwagę mimo uszu. - Musicie odpowiedzieć na zagadkę.<br />
- O, nie!!! Tylko nie to.<br />
- Oto ona. Nie jest to kamień, ani nie szkło. Drogocenne łzy drzew może wyrzuca na brzeg!<br />
- To łatwe.., Chodzi o bursztyn.<br />
- Jak wam się udało to odgadnąć? W Magicznym Wymiarze na żadnej planecie one nie występują!<br />
- Na Ziemi jest ich pełno. Bursztynnicy zbierające i robią z nich cudne rzeczy. Naszyjniki, bransoletki, a z trochę większych kawałków robią figurki.<br />
- No dobrze. Drąga próba. Próba siły. Aktywujcie swoje moce! - Po kilku sekundach byliśmy gotowi do próby.<br />
- Co mam zrobić?<br />
- Pokażcie mi na co was stać. Louis, ty weźmiesz udział w tej próbie. Zadanie dla ciebie jest łatwe. Wywołam sztorm, a ty musisz uspokoić wodę swoją mocą. Gotowy? - zapytała.<br />
- Chyba tak. - Odpowiedział.<br />
- To zaczynamy. Huczące Fale! - wypowiedziała, a zaraz potem poczuliśmy wstrząsy, świadczące o tym, że zaklęcie poskutkowało.<br />
- Lily, To zaklęcie jest zbyt silne. Jego moce nie mają jeszcze odpowiedniego poziomu. - Poskarżył się Cornelio<br />
- Jest silniejszy niż myślisz.- odpowiedziała beznamiętnie.<br />
- On się zabije - Wykrzyczałem.<br />
- To jest próba mocy. Albo sobie poradzi, albo zginie. Takie są zasady.<br />
Wy idźcie dalej. Jakoś sobie poradzę. - powiedział, po czym wyleciał przez wybite okno.<br />
- Nieee! - W krzyku pobiegłem za nim do okna, ale było już za późno. Próba rozpoczęła się.<br />
Stałem tak przez dłuższą chwilę, kiedy nagle ktoś złapał mnie za ramię. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem Lily.<br />
- Jestem pewna, że sobie poradzi. w końcu on jest czarodziejem wody. - Powiedziała, po czym obdarowała mnie ciepłym uśmiechem.<br />
- Chodźmy do trzeciej próby. - Powiedziała i pokazała nam drzwi, przez które mieliśmy przejść.<br />
Sala, do której weszliśmy, była bardzo mało wystrojona. Po środku stał mizerny dębowy stół i dosunięte do niego dwa krzesła. Na stole stały dwa puchary z jakąś cieczą.<br />
- Tym razem potrzebuję dwóch ochotników. Za duży wybór mi nie został. Charles i Miron. Pora na próbę odwagi. Na stoliku widzicie dwa puchary. Po jednym dla każdego z was. W jednym z nich jest trucizna, a w drugim esencja Trytonix'u. Do was należy wybór, ale od decyzji nie będzie odwrotu.<br />
- Och, nie. Najpierw Louis, teraz jeden z nich! Dłużej tego nie zniosę! - Powiedziałem na głos.<br />
- Jest Jakiś inny sposób? - zapytał Cornelio.<br />
- Nie ma.<br />
- Mówi się trudno. Co ma być to będzie. Dajcie mi ten kielich - Powiedział, wskazując na kielich po prawej stronie.<br />
- To ja biorę ten drugi - odpowiedział Louis.<br />
Obaj wypili płyn i skrzywili się.<br />
- Woda morska? Fuj! - Powiedzieli z zaskoczeniem.<br />
- Tak. W żadnym z kielichów nie było trucizny. Gdybym wam powiedziała, to nie była już próba odwagi. Chodźmy, zobaczyć jak radzi sobie Louis. - Powiedziała.<br />
- Hej! Nie czuję wstrząsów. Czyżby mu się udało? - zapytałem, jednak nie uzyskałem żadnej odpowiedzi.<br />
Kiedy wyszliśmy z komnaty, zobaczyliśmy jak Louis wraca przez to samo okno, którym wyleciał.<br />
- No, no. Jestem pod wrażeniem. Udowodniliście swoją odwagę, mądrość i siłę. Zasłużyliście na Trytonix.<br />
- Tak jest. - Wykrzyknęliśmy wszyscy razem.<br />
- Oto Perły Trytonix.<br />
Na naszych szyjach pojawiły się naszyjniki z nawleczoną malutką kulką różnej barwie dla każdego z nas. Ja dostałem pomarańczową.<br />
- Dostaniecie także własne szkatułki. Mieszkają w nich wasi przewodnicy. Pomogą wam rozwinąć moce wód. Powodzenia. Wkrótce znów się spotkamy. Żegnajcie.<br />
- Do widzenia i dziękujemy za wszystko. Dałaś nam cenną lekcję... - powiedzieliśmy, po czym Lily zniknęła, a my ruszyliśmy ku wyjściu z pałacu.<br />
- Nie mogę w to uwierzyć. Już w drugim dniu szkoły uzyskaliśmy pierwsze rozszerzenie mocy. To takie niesamowite.<br />
Jakąś godzinę później statek szkolny przyleciał po nas. Co prawda mogliśmy się teleportować, ale ni mieliśmy już sił. Miałem już dość wrażeń jak na jeden dzień.<br />
Jutro czekało nas trudniejsze zadanie - Uratować przyjaciół.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Kiedy Louis wyleciał przez pałacowe okno, nie czuł strachu, nie czuł lęku, przed tym co go czeka. Dobrze wiedział, że może zginąć, a jednak podjął się zadania wyznaczonego przez Lily, Syrenę - wojowniczkę. Kiedy wylatywał przez owe okno, spodziewał się, że będzie musiał uspokoić sztorm stulecia, jaki wywołała przed chwilą syrena swoim zaklęciem, jednak to co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Na zewnątrz oprócz sztormu czekał na niego wielki potwór. Zaraz, a może raczej dwa potwory? Tak, z całą pewnością były to dwa potwory, jednak w działaniu się uzupełniały, więc wychodziło, na to że ciałem są to dwa oddzielne potwory, jednak w działaniu to był tylko jeden potwór. Na brzegu wyspy zaczęły się zbierać szczątki zatopionych przez niego statków oraz kości, ludzkie kości należące do załogantów tychże statków.<br />
- No proszę, Scylla i Charybda. A już myślałem, że pójdzie mi tak łatwo! - pomyślał Louis - Co by tu... - Nie skończył, bo w tym momencie otrzymał jakiś silny cios w plecy i na kilka sekund stracił przytomność. Na szczęście w porę ją odzyskał, tak aby wznieść się przed zetknięciem z wodą. Gdyby jej dotknął, Charybda natychmiast przystąpiłaby do akcji i pożarłaby go.<br />
- Żądlący strumień! - spróbował zaklęcia, a z jego palców wystrzeliło pięć strumieni pod wysokim ciśnieniem. Wiedział, że nie pokona nimi potwora, ale najpierw chciał go choć trochę osłabić i przy okazji zadać mu niewiarygodnego bólu. Trzy strumienie trafiły Scyllę, a pozostałe dwa trafiły w Charybdę i odbiły się z powrotem w stronę Louisa. Scylla zawyła z bólu, a Louis zrobił unik, unikając własnych strumieni. Potwory były bardzo silne. Z pleców wystrzelił strumień zielonego śluzu. Jak domyślał się Louis, był on żrący. Trafił w zachodnią wierzę pałacu, a ta rozpuściła się pod wpływem tej substancji, jakby była z cukru.<br />
- Wodne Wstęgi - spróbował następnego zaklęcia. Z jego ręki wystrzeliła przeźroczysta wstęga. Louis podleciał do Scylli i i owinął w okół niej wstęgę, potem to samo zrobił z Charybdą. Oba potwory były ślepe, więc nie widziały go, ale miały bardzo wrażliwy słuch, więc musiał zachowywać się bardzo cicho. Potwory były praktycznie bezbronne. Nie mogły się poruszać, dzięki czemu Louis miał nad nimi gigantyczną przewagę, jednak czarodziej musiał się spieszyć, ponieważ zaklęcie działa tylko przez pół minuty. Był tylko jeden problem. Potwory mógł unicestwić tylko i wyłącznie ogień. Jednak Andy'ego nie było tam. Właśnie przyglądał się próbie Charlesa i Mirona. Ale i na ten problem Louis znalazł rozwiązanie. Na szczycie północnej wierzy płonęły dwie pochodnie. Były one usytuowane dokładnie po obu stronach okna, które prowadziło do sypialni Louisa. Oczywiście on nie mógł o tym wiedzieć. Chwycił jedną z nich i wrócił do potwora, akurat wtedy, gdy więzy się rozpadły. Przyłożył zdobycz do cielska Scylli, a ta zawyła z bólu. Zaczęła się wiercić, dzięki czemu ogień szybciej rozszedł się po jej ciele. Ogień płonął pomimo środowiska wodnego, ponieważ był zaczarowany. Kiedy Scylla stanęła całkowicie w płonieniach, Louis spokojnie podfrunął do Charybdy, ale ta zrobiła się dziwna. Oswoiła się. A Louis poczuł dziwną siłę. Charybda się z nim połączył, kiedy to się stało, spokojnie zniknęła pod wodą. Trudniejsza cześć zadania była już za nim.<br />
Louis zastanawiał się nad tym, dlaczego pomimo tego, że jest czarodziejem, udało mu się połączyć z potworem. Jego rozmyślania szybko jednak uleciały niczym wiatr, gdyż z każdą chwilą osłabiał go niekontrolowany sztorm. Każde uderzenie fali o brzeg wyspy, na której znajdował się pałac, było jakby ktoś po raz kolejny kopnął go w brzuch. Jego twarz była zlana potem, a usta ułożone były w niewymawialny grymas bólu. Musiał szybko uspokoić wodę, jeżeli chciał żyć.<br />
- Aqua silencium! - spróbował zaklęcia, ale nie zadziałało.<br />
- To było najsilniejsze zaklęcie. Dlaczego nie zadziałało? Ach, no tak. Od razu mogłem tego użyć. Zaklęcie elementarne! - powiedział do siebie, po czym przystąpił do pracy.<br />
- Wodo! O matko wszelkiego stworzenia, usłysz moje błaganie i zaniechaj swego gniewu. Twa natura jest inna. Nie jesteś niszczycielem. Ty jesteś stwórcą. Daj swoim dzieciom wieczny schron, obdarz ich swoją dobrocią. Ja, strażnik twej mocy, błagam cię o to! Aqua silencium! - Ciało Louisa zaczęło lśnić oślepiającym blaskiem. Woda ustąpiła. Udało się. Louis zaliczył próbę. Niestety jego ciało zaczęło lecieć ku plaży. Kiedy wylądowało, okazało się, że czarodziej jest nieprzytomny. Obok Louisa nagle, nie wiadomo skąd, pojawiła się mała szkatułka w kształcie rybki. Kiedy wieko się otworzyło, wyłonił się z niej nie kto inny jak Skeni.<br />
- Niedobrze. Trzeba mu pomóc i to szybko. Nadszarpnął część swoich sił życiowych! Vitel renovi! - wypowiedział zaklęcie, po którym Louis niemal natychmiast się obudził. - Dobrze się czujesz?<br />
- Jestem tym tylko trochę słaby. Poza tym jest OK.<br />
- Za dwa góra trzy dni poczujesz się lepiej. To normalne po tak potężnym zaklęciu. Masz jeszcze jakieś potrzeby?<br />
- Owszem! Tym ludziom bezprawnie odebrała życie Charybda. - powiedział, wskazując na leżące na plaży szkielety i szczątki statków - Pora zwrócić im to co zostało zabrane.<br />
- Louisie, jesteś pewny? Dla wielu z nich od momentu śmierci w brzuchu potwora minęło nawet kilka epok. Ciężko będzie im dostosować się do panujących teraz standardów.<br />
- Skeni, wśród tych szczątków mogą być moi rodzice! A co jeśli to jedyna okazja żeby ich ocalić?<br />
- Zapewniam cię, że wśród tych kości nie ma waszych rodziców. Twoi rodzice mają się świetnie... a przynajmniej twoja matka.<br />
- Co masz na myśli?<br />
- Och, wybacz, niestety, ale sam musisz odkryć prawdę.<br />
- Dobra, dobra, zaczynasz mówić jak nasi opiekunowie z Ziemi. Lepiej ożyw tych ludzi. Sam bym to zrobił, ale przecież chwilowo nie mam mocy.<br />
- No już doborze. Coś taki niecierpliwy? Vitaleo! Skeni sprawił, że setki porozrzucanych kości zostały zamknięte w mini tornadach. Obaj obserwowali jak stopniowo fragmenty szkieletów same ustawiały się na swoich miejscach. Powoli odradzały się mięśnie i wszystkie organy wewnętrzne. Na koniec całego procesu ciała zostały na nowo obleczone w skórę. Wyrosły włosy i paznokcie. Ludzie byli gotowi, by powrócić do życia. Był tylko jeden problem. Ich ubrania nie otworzyły się. Około tysiąca nagich kobiet, dzieci i mężczyzn stanęło przed Louisem i Skenim. Część z nich stała na plaży, inni zaś częściowo zanurzeni w wodzie, by ukryć swoją nagość. Louis na bardzo się tym przejął. Po prostu wstał i podszedł do człowieka stojącego na wprost niego. Była to dziewczyna. Mniej więcej w jego wieku. Miała kruczoczarne włosy, długie do połowy pleców. Jej oliwkowa cera i błękitne oczy idealnie z nimi współgrała.<br />
- Gdzie ja jestem? - zapytała cichym, ale dźwięcznym głosikiem. Louis stanął wpół drogi do niej zaskoczony jej jakże błahym pytaniem. Spodziewał się zupełnie innej reakcji. Generalnie spodziewał się, że po ożywieniu tych ludzi na plaży zapanuje chaos. Tymczasem ludzie stali i obserwowali jego poczynania. Po krótkiej chwili wreszcie się odezwał.<br />
- Ludzie! W tej chwili znajdujecie się na planecie Donna. Niestety, nie jest ona dla was dość bezpiecznym miejscem, abyście mogli tu zostać. Mój przyjaciel, Skeni, za pomocą czarów przetransportuje was do waszych nowych domów. Kiedy sytuacja na tej planecie wróci do normy, będziecie mogli tu wrócić. Tym czasem... Do zobaczenia! - Kiedy skończył mówić do stojących na przeciw niego ludzi, otoczyła błękitna chmura. Kiedy zniknęła ludzi już nie było.<br />
- Chyba czas wracać do reszty. - skwitował, po czym na telepatyczne prośbę skierowaną do Skeniego zaczął się unosić ku oknu, z którego dziesięć minut temu wyleciał jeszcze o własnych siłach.</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-19112787691391658112016-08-08T00:00:00.000+02:002016-08-08T22:08:02.225+02:00Rozdział 21 i 22<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
Witam was moi droszy czytelnicy po dłuższej przerwie . Mam nadzieję, że już teraz nie będę musiał ich robić, a przynajmniej nie takie długie. Jeśli ktos był uważny to z pewnościa wychwycił fakt, że opowiadanie to publikowałem także w serwisie winxblogger.com. T właśnie ludzie z tej strony zachęcili mnie do pisania, za co z całego serducha im dziękuję. Bez nich nie narodził by się ten blog, i nie odkrył bym w sobie tej pasji.<br />
Dzięki, że ze mną jesteście.<br />
ADAM<br />
<b>Rozdział 21<br />Rozwiązanie zagadki</b><br />
<div>
<br />
Treść zagadki od Selinoego była jasna. Miałem znaleźć miejsce, gdzie plaża była złota a różowe ryby pływają pod powierzchnią wód.- No dobra. Przeanalizowałem fakty. W Magicznym Wymiarze jest ponad sto złotych plaż, a na każdą planetę przypada przynajmniej jeden gatunek różowych ryb. - Powiedział Louis.- Pocieszające. Chyba trzeba poprosić o radę. Selino, potrzebujemy cię. - Powiedziałem i po kilku sekundach pokazał się.- Co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał w moich myślach.- Proszę, pomóż mi rozwiązać twoją zagadkę. Gdzie mam szukać tego miejsca?- Szukaj złotej plaży na planecie, która została zatracona przez siły ciemności?- Ach, Donna!- To się nie klei. Przecież Donna jest teraz zalana w stu procentach. Nie znajdziesz tam suchego skrawka ziemi, a co dopiero plaży - Powiedział Cornelio.- Zaraz, pałac królewski... On jest na wyspie. Z tego co pamiętam to wokół pałacu rozciągała się plaża, a jej piasek był złoty - Powiedział z nieukrywanym entuzjazmem Lex.- Doskonale! - Powiedział Selino - rozwiązaliście zagadkę. Syrena - wojowniczka mieszka pod pałacem.- Hmm. Lecimy na Donnę! - Powiedział Charles<br />
<br />
<br />
<b>Rozdział 22</b></div>
<div>
<b>Wyprawa</b></div>
<div>
<br />
Pół Godziny później siedzieliśmy na pokładzie międzyplanetarnego statku pilotowanego przez profesora Foxa.- Czy my też możemy zdobyć Trytonix? - Zapytał Miron.- Powiem tak, Trytonix jest wam niezbędny dla powodzenia tej misji.- odpowiedział Cornelio.- Powiesz mi jeszcze coś?- O co chodzi?- Skąd masz Trytonix? To moc tylko dla czarodziejów, a ty jesteś czarnoksiężnikiem.- Fakt. Chyba jestem wam winny wyjaśnienia. Pierwsze dwa lata mojej przygody z magią spędziłem w Porcie. W ciągu nich zbyłem podstawową transformację i wszystkie rozszerzenia. Jest ich pięć, ale wszystko w swoim czasie. Na trzecim roku postanowiłem przenieść się do szkoły Profesora Skalara. Pod jego skrzydłami dorastałem poznawałem tajniki czarnej magii, ale nigdy nie używałem jej przeciwko dobru, przez co była mało efektywna. Docelowo miałem być czarodziejem, ale na razie jestem hybrydą. Pół czarodziejem, a pół czarnoksiężnikiem.- Wzruszająca historia.Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy, rozmyślając nad słowami Cornelia, ale w końcu profesor Fox przerwał ciszę.- Przygotujcie się do skoku. Nie mam jak wylądować. - Powiedział.- Musimy aktywować nasze moce.- Naturo Przybądź!- Ogniu przemień mnie!- Wodo płyń!- Skało Otocz mnie!- Wietrze wiej!Kilka sekund później mieliśmy swoje stroje czarodziejów. Jedynym, który nie transformował był Lex.- Lex, nie idziesz z nami? - Zapytałem.- Nie, ja już zdobyłem Trytonix rok wcześniej.- Jak chcesz. - powiedziałem.Minutę później wyskoczyliśmy ze statku w przestrzeń powietrzną Donny. Kiedy już wszyscy byliśmy razem polecieliśmy we wskazanym przez Cornelia kierunku.- Zamek jest na zachód stąd. - powiedział.- Jak daleko? - Zapytał Charles.- Kilka kilometrów. Nie potrafię dokładnie określić...- Hej, dlaczego nie użyć nawigacji GPS?- To nie zadziała. Donna podobnie jak Ziemia to zapomniany świat. Nie przetrwały żadne mapy do dziś. Musimy kierować się intuicją.- Ja nie zamierzam błądzić nad bezkresnym oceanem. Zanurkuję i zapytam jakąś syrenę, albo trytona o drogę. - powiedział Louis.- Louis ma rację. powinniśmy zanurkować. - dodałem.- Nawet jeśli zanurkujemy, to nie mamy pewności, że ktoś tam do tej pory przetrwał.- Musimy zaryzykować. Donna to ogromna planeta. Poszukiwania mogą zająć tydzień.- Dobra. Złapcie się za ręce i powtórzcie za mną: Konwergencja strażników żywiołów - Skrzelowy Oddech.- Konwergencja Strażników żywiołów - Skrzelowy Oddech.Wokół nas pojawiła się cieniutka różnobarwna błonka, która pozwoli nam oddychać pod wodą.- Nurkujemy! - Krzyknął Charles i runął do wody. Reszta z nas poszła w jego ślady.</div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-3736483235824133562016-03-21T00:00:00.000+01:002016-03-21T00:00:04.934+01:00Rozdział 20<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<b>Rozdział 20</b><br />
<b>Przewodnik Trytonix</b><br />
<br />
Przygotowania do wyprawy zajęły nam raptem pół godziny. Każdy miał spakowane kilka kanapek z magicznie przedłożoną trwałością do spożycia , samo-napełniającą się butelkę soku, oraz słoiczek magicznego pyłu, który rzekomo miał przyzywać do pomocy trytony żyjące w oceanach planety Seanux.<br />
- Więc nasi przyjaciele są uwięzieni w jakimś oceanie? - Zapytałem<br />
- Ale my nawet nie umiemy oddychać pod wodą. - Dodał Mike<br />
- Nie ma się czego bać. Od czego są zaklęcia specjalne. Musimy użyć oddechu skrzelowego. Wyjątek stanowi Louis. Jako czarodziej wody może oddychać pod nią bez żadnych ograniczeń. - Rozwiał nasze obawy Cornelio.<br />
- A co z moimi mocami. Nie mogę ich używać pod wodą. - Stwierdziłem<br />
- Masz rację Andy. Twoje moce pod wodą nie działają. Potrzebna ci nowa transformacja. - Odpowiedział Cornelio<br />
- Nowy strój, zaklęcia , skrzydła, wyższy poziom?<br />
- Nie do końca. Trytonix stanowi rozwiniecie twojej mocy podstawowej. Pozwoli ci na korzystanie z mocy ognia pod powierzchnią wody.<br />
- Jak ją zdobyć?<br />
- Jest tylko jeden sposób na zdobycie Trytonix'u. Musisz pokonać syrenę - wojowniczkę.<br />
- Hej, przecież syreny żyją pod wodą, a ja na lądzie. Jak mam to zrobić?<br />
- Musisz to zrobić nie używając magii. Jedyne zaklęcie jakiego możesz użyć to zaklęcie skrzelowego oddechu.<br />
- No dobrze, a jak ją znajdę?<br />
- Weż to. - powiedział po czym podał mi do ręki pudełko w kształcie rybki.- Mieszka w nim mój przewodnik Tritonix. Ma na imię Selino. Pomoże ci gdy będziesz potrzebował rady.<br />
- No cóż. Nie wiem co powiedzieć. (...) Dziękuję.<br />
- Aha. Selino jest niemy. Porozumiewa się telepatycznie.<br />
- Dobrze.<br />
- Wezwij go teraz. Przedstawię mu nowego pana.<br />
- Pana? Nie chcę być jego Panem. Wolę być przyjacielem. To nie mój sługa<br />
- Nazywaj go jak chcesz. Slino pokaż się.<br />
Po kilku sekundach wieko otwarło się i ukazał nam się malutki tryton z granatowym ogonem. Jego skóra była jasnoniebieska, a między palcami miał błonę pławną.<br />
- To jest twój nowy Pan... yyy... przyjaciel. Proszę cię abyś pomógł mu zdobyć Trytonix.<br />
- <i>Witaj!</i> - Powiedział do mnie w myślach<br />
- <i>Wow to niewiarygodne jak szybko nawiązałeś ze mną kontakt telepatyczny.</i> - odpowiedziałem<br />
- <i>Mogę to zrobić z kim zechce. Od teraz jestem twoim przewodnikiem Trytonix</i><br />
- <i>Zgoda, ale nie jestem twoim Panem. Jestem twoim przyjacielem. Jesteś wolny. Przynajmniej od mojego wpływu.</i><br />
- <i>Jak sobie życzysz.</i><br />
- <i>Powiesz mi gdzie znajdę Syrenę - wojowniczkę?</i><br />
- <i>Oczywiście.</i><br />
<i><b>Gdzie piasek jest złoty, a różowe ryby pływają przy powierzchni wody</b></i><br />
<i><b>Syreni śpiew kołysze naszych zmysłów szum.</b></i><br />
- <i>Co to znaczy?</i><br />
<br />
- <i>To zagadka. Jej rozwiązaniem jest miejsce którego poszukujesz.</i> - powiedział po czym zniknął w swojej szkatule<br />
<div>
<br /></div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-55633411976265759982016-03-14T00:00:00.000+01:002016-03-14T00:00:12.966+01:00Rozdział 19<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b>Rozdział 19</b><br />
<b>Misja strażników</b><br />
<br />
Po krótkiej chwili zrozumieliśmy. Nasi przyjaciele zostali porwani, i nikt inny oprócz Cornelia nie mógł ich uratować<br />
- Co zamierzasz? - Zapytałem<br />
- Ocalić przyjaciół, i stać się czarodziejem.<br />
I w tym momencie weszła profesor Fauna.<br />
- Witajcie moi drodzy. Wiem o tym co się stało w nocy i bardzo nad tym ubolewam. Wiem, jak wielki jest to dla was cios, ale tylko jedno z was może wyruszyć na tę misję. Wybraliście już kto to ma być<br />
- Tak dosłownie kilka sekund przed pani wejściem. To będzie Cornelio<br />
- Dzieci. Cornelio jest teraz tutaj nauczycielem i ja mu wyznaczam zadania. On nie pojedzie.<br />
- Mamy dla pani złą wiadomość. Nawiązaliśmy kontakt telepatyczny z Lilianami. Dały nam jasno do zrozumienia kto to ma być. Wybrali jego. Tylko on może złamać czarno-magiczne zaklęcie porywaczy, bo tylko on radzi sobie z tak silną mroczną magią.<br />
- No już dobrze. Niech jedzie - powiedziała zrezygnowana pani dyrektor - ale mam jeden warunek. Jeden z was niech z nim jedzie.<br />
- Nie zgadzam się na to - powiedział Cornelio - to zbyt duże ryzyko.<br />
- Wobec tego pojedziecie wszyscy. Potraktujmy to jako lekcję w terenie.<br />
- Czy pani słyszy co mówi? To są nowicjusze. Dopiero poznają świat magii. Ryzykują życiem. Pojadę sam.<br />
- Jeśli odmówisz będę zmuszona wypowiedzieć ci twoją umowę o pracę. - nie ustępowała<br />
- Wolę być zwolniony niż ich narażać.<br />
- Dosyć! Pojedziemy z nim. Fakt, że jesteśmy najsilniejszymi czarodziejami w szkole może ci pomóc.<br />
- Sami słyszeliście o mówiły Liliany. Tylko ja mogę złamać to okropne zaklęcie.<br />
- Nie znaczy to, że nie może my jechać z tobą. A co jeśli to płapka zastawiona na ciebie? W trakcie trwania naszej rozmowy przeanalizowałem kilka faktów, i doszedłem do następujących wniosków: Po pierwsze porywacz zabrał nasze liliany pod pretekstem zwabienia nas. a po drugie użycie czarno-magicznego zaklęcia wykluczyło któregokolwiek z nas. Ktoś ewidentnie próbóje cię zwabić, ale robi to tak, aby wykluczyć naszą pomoc. Ten ktoś wie o nas więcej niż my sami. Nie przewidział tylko jednego. Nie będzie miał jednego wroga. Kiedy złamiesz zaklęcie my będziemy mogli użyć mocy, co w sume da siedmioro wrogów, a nie jak liczył tamten tylko jednego.<br />
- Sprytne zagranie Andy. Dobra zgodzę się, na to, abyście ze mną pojechali, ale obiecujcie mi, że podczas wyprawy będziecie na siebie uważać.<br />
- Nie ma sprawy.<br />
- I pamiętajcie o tym, że do póki zaklęcie działa wasze moce są bezużyteczne.<br />
- Doskonale. Wyruszacie za dwie godziny. Teraz macie czas aby się przygotować. - powiedziała dyrektorka, po czym wyszła bez słowa.<br />
<br /></div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-54041503764262839112016-03-08T00:00:00.000+01:002016-03-08T00:00:00.994+01:00Rozdział 1<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="MsoSubtitle">
<span style="color: #9cc2e5; font-family: "times new roman" , serif; mso-themecolor: accent1; mso-themetint: 153;">Rozdział 1<br />
Tajemnicza wyspa<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoSubtitle">
<span style="color: #9cc2e5; font-family: "times new roman" , serif; mso-themecolor: accent1; mso-themetint: 153;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Kiedy się
obudziłem leżałem na plaży. Znajdowałem się na jakieś wyspie. Gdzie dokładnie?
Nie mam zielonego pojęcia. Miejsce to widzę pierwszy raz. Po co tu jestem? Tego
też nie wiem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Postanowiłem
się trochę rozejrzeć po okolicy, ale długo szukać nie musiałem. Raptem
dziesięć metrów ode mnie leżał liścik w czerwonej kopercie, która była
dodatkowo pokryta woskiem, aby nie zamokła. Na jej stronie adresowej ujrzałem
swoje zdjęcie. To chyba znaczyło, ze list jest do mnie. Długo się nad tym nie
zastanawiałem. Podniosłem list i zacząłem czytać:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Benjaminie,<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Znajdujesz się teraz na wyspie
technicznej nr 15. Oprócz ciebie są tutaj jeszcze czterej mężczyźni i dwie
kobiety. Zostaliście wytypowani przez rząd naszego kraju do wzięcia udziału
grze „Wyspa Zwycięzców”. Zadaniem każdego z was jest przetrwać za wszelką cenę.
Niestety reguły gry są bardzo rygorystyczne. Wygrać może tylko jedno z was.
Reszta musi zginać. Każde z was ma sponsora, który obserwuje wasze zachowania
pomaga wam w razie kłopotów. Jest waszym „fundatorem” co oznacza, że jest w
stanie dać wam jakiś cenny przedmiot, który pomoże wam przetrwać. Takich prezentów możecie dostać w
trakcie gry tylko trzy, i to wy musicie o nie poprosić. Możecie otrzymać dodatkowe
jedzenie, ubranie, broń czy lekarstwa. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Pamiętaj, na wyspie czyha wiele
niebezpieczeństw. Jeśli nie zabije cię inny zawodnik, to możesz paść ofiarą
jakiegoś dzikiego zwierzęcia, które są hodowane specjalnie na potrzeby gry,
więc nie spotkasz ich w prawdziwym świecie. Możesz także umrzeć jeśli zjesz
trujące rośliny, których również tu nie brakuje. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Na wyspie ukryte są plecaki z
prowiantem, oraz lekami, ubraniami na zmianę i bronią.. Do listu dołączamy mapę
wyspy dzięki której odnajdziesz swój plecak..
Każde z was ma indywidualnie dobrane wyposażenie. Zapasy plecaka powinny
wystarczyć wam na trzy dni. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Do listu dołączam także micro chip
w formie bransoletki dzięki któremu będziemy mogli obserwować twoje
położenie i wysyłać pomoce, o które
poprosisz. Dzięki niemu będziesz mógł się również kontaktować ze swoim
fundatorem. Ma na imię Jurij Konieczny.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-family: "times new roman" , serif;">To na razie wszystko.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i><u><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Zadania na Dzisiaj:<o:p></o:p></span></u></i></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpFirst" style="mso-list: l0 level1 lfo1; text-indent: -18.0pt;">
<!--[if !supportLists]--><i><span style="font-family: "times new roman" , serif; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">1.<span style="font-family: "times new roman"; font-size: 7pt; font-stretch: normal; font-style: normal;"> </span></span></i><!--[endif]--><i><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Odnaleźć
plecak <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoListParagraphCxSpLast" style="mso-list: l0 level1 lfo1; text-indent: -18.0pt;">
<!--[if !supportLists]--><i><span style="font-family: "times new roman" , serif; mso-fareast-font-family: "Times New Roman";">2.<span style="font-family: "times new roman"; font-size: 7pt; font-stretch: normal; font-style: normal;"> </span></span></i><!--[endif]--><i><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Odnaleźć
innych uczestników gry i zawiązać sojusz<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Powodzenia:<br />
</span></i><i><span style="font-family: "bradley hand itc"; mso-bidi-font-family: "Times New Roman";">Organizatorzy<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Pod listem
znalazłem mapkę wyspy. Mój plecak był jakieś dwa kilometry ode mnie na północny
wschód. Wyspa była ogromna. Przypominała kształtem jakąś rozgwiazdę. Mapka była
bardzo szczegółowa. Wyspa dzieliła się na cztery strefy. Pierwsza „wiosenna”
była wielką łąką, na której znajdowało się coś na kształt szpitala polowego.
Kolejna – „letnia” była wielkim lasem pełnym zwierzyny łownej. W nim znajdował
się obóz uczestników. Dzisiaj póki gra się jeszcze nie zaczęła możemy tam
nocować. , ale jutro o świcie sprawy już nie będą wyglądały tak różowo. Każdy
kolejny dzień będzie walką o przetrwanie.
Jeśli nie zawiążę z nikim sojuszu to mogę być pewny, ze zginę już
pierwszego dnia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Nie
widziałem sensu w dalszym siedzeniu na plaży, wiec wyruszyłem na poszukiwania
plecaka. Znajdował się on w części letniej jakieś pół kilometra od obozowiska.
Kiedy doszedłem do granicy lasu zacząłem się naprawdę mocno bać. Było tam
ciemno nawet w dzień i cicho, zupełnie cicho. Nie było słychać nic oprócz
szelestu ściółki pod moimi stopami. Drogę do plecaka zapamiętałem bardzo
dobrze, ale marsz utrudniały gęste i najczęściej kłujące krzaki malinojeżyn. W końcu po jakieś
godzinie znalazłem żółty plecak z wymalowaną na nim wielka trójka. Zabrałem go
i czym prędzej ruszyłem w stronę obozu. Wędrówka
zajęła mi prawie dziesięć minut. Po tym czasie wyszedłem na niewielką polanę,
na której były ustawione trzy namioty. Jeden dla dwóch osób. Swój namiot
znalazłem bez problemu znów dzięki wielkiej wymalowanej trójce na wejściu. Obok
namiotu stał chłopak mniej więcej dwudziestolatek. Miał blond włosy i czarne
nieprzeniknione oczy. Urody mógłby mu pozazdrościć nawet sam Apollo, który
był najprzystojniejszym bogiem w
starożytnej Grecji. Nosił ten sam czarny sportowy strój i czarne adidasy co
wszyscy. Obcisły T-shirt dodatkowo
podkreślał jego idealnie wyrzeźbioną muskulaturę. Kobieta była nieznacznie
wyższa Miała długie czarne włosy i niebieskie oczy. Jej azjatycka uroda
powodowała, ze wyglądała jak istota nie z tej planety. Nosiła ten sam strój co
my. Póki co wolałem nie zdradzać swojej obecności. Co do reszty zawodników,
jeszcze się nie zjawili, ale miałem przeczucie, że są gdzieś tutaj. Obszedłem
obozowisko jeszcze dwa razy zanim podszedłem do namiotu. Wtedy to zorientowali
się, ze ich obserwowałem<br />
- Cześć! – Powiedziałem niepewnie<br />
- Witaj! - odpowiedziała mi kobieta – My
chyba się już znamy. – wtedy to zorientowałem się, że jest to ta sama
dziewczyna, z która rozmawiałem w tym ciemnym czymś. Jednak jej glos był teraz
inny. Znacznie milszy dla ucha, dźwięczniejszy i silniejszy.<br />
- Witaj! – Odpowiedział chłopak. Jego głos był niski głęboki, ale krył w sobie
coś z dziecięcości. – Dołączysz się do nas? Jestem Gabriel<br />
- Jestem Benjamin – przedstawiłem się. – miło wi was poznać, aczkolwiek nie
wiem czy w tych okolicznościach to coś zmienia<br />
- Co masz na myśli? - zapytała kobieta.<br />
- No tę całą grę. Nie będziecie chcieli mnie zabić?<br />
-Zabić? Mamy gdzieś te ich grę. Zamierzamy się zbuntować.<br />
- Cicho! Nie zapominaj o łączu telepatycznym. Mogą nas obserwować. I podsłuchiwać
nasze rozmowy – skarciła go dziewczyna<br />
- No tak, wybacz. – powiedział chłopak po czym przeszedł do rzeczy tym razem
odzywając w mojej głowie.- <i>Zamierzamy przeciągnąć jak największą liczbę
zawodników na naszą stronę, i wywołać bunt. Nie będziemy się zabijać. Mamy te
ich zasady głęboko w czterech literach. Zamiast tego zamierzamy się wspierać,
aby jak najwięcej z nas przetrwało. <br />
- A czy wy tez nie pamiętacie waszego dotychczasowego życia? – </i>wypaliłem <br />
<i>- Nie. Nie pamiętamy nic oprócz tej klatki mrocznej która nas tu
przywiozła. Nie bój się. Razem na pewno damy sobie radę, i zakończymy to draństwo.
Wiemy, ze nie zawsze wszystko pójdzie zgodnie z planem i ktoś może zginąć, ale dołożę
wszelkich starań, aby straty były jak najmniejsze. – </i>po tych słowach umilkł
i dał mi chwilę na zastanowienie się. Bałem się tego co ma nastąpić.
Wiedziałem, ze ta gra się nie skończy póki przy życiu nie zostanie tylko jeden
zawodnik. Mógł to być każdy, ale tylko w jednym scenariuszu mogłem mieć pewność,
ze przeżyję. Musiał bym wygrać. Ale wtedy Gabriel i ta dziewczyna musieliby zginąć.
Chyba potrzebowałem rady. Postanowiłem skontaktować się z moim fundatorem,
niestety opaski jeszcze nie działały. Nie miałem jak się z nim skontaktować. W końcu
podjąłem decyzję. Postanowiłem się przyłączyć do Gabriela i tej dziewczyny<br />
<i>- Zgoda przyłączę się do was. W grupie
siła, i tylko tak możemy cokolwiek zdziałać. A w ogóle jak ty masz na imię? – </i>Zapytałem
dziewczyny, która aktualnie przeglądała zawartość swojego plecaka.<br />
- Mam na imię Aura. Wybacz, że się wcześniej nie przedstawiłam. – odpowiedziała
tym razem normalnie. <br />
Po jakieś minucie bezczynności udałem się pod wejście namiotu razem z Gabrielem
postanowiliśmy przejrzeć nasze plecaki. W moim znaleźliśmy łuk i kołczan z
dwunastoma strzałami, bandaże, plastry, jakieś leki, środek do odkażania ran,
trzy komplety tych samych czarnych ubrań, trochę jedzenia, i dwie zgrzewki
butelek z wodą, każda po dwa litry. Do plecaka był dołączony mały pakuneczek
zawinięty w srebrna folię a do niego dołączona była karteczka „<i>używaj mądrze”</i>. Na razie nie korciło
mnie aby go otwierać. Postanowiłem ułożyć swoje rzeczy w namiocie i obejrzeć to
co dostał Gabriel. Kiedy już skończyłem porządkować swoje znaleziska okazało
się, ze ktoś już się tam rozlokował. Była to oczywiście Aura. Szybkim
spojrzeniem zlustrowałem to co ona znalazła w swoim plecaku. W gruncie rzeczy
było to samo, ale organizatorzy musieli w niej odkryć talent sanitariuszki, bo
dostała znacznie więcej medykamentów. Jej bronią był trójząb. Poza tym miała to
samo co ja. Kiedy miałem wychodzić zobaczyłem zapasy Gabriela. Zestaw miał taki
sam jak ja. Tyle, że zamiast łuku i strzał dostał sztylet i sześć krótkich noży
do rzucania, oraz pas do ich przechowywania, który spokojnie mógł założyć na siebie. <o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "times new roman" , serif;">Do
obozowiska dotarła kolejna zawodniczka. Miała karmelową cere, i włosy kolory
ciemnego blondu. Jej piwne oczy błagalnie spojrzały na mnie. Była bardzo
wyczerpana, zemdlała padając przede mną. Była cała podrapana, i miała siniaki, gdzie
się tylko dało. Wiedziałem, że jest słaba i nie przetrwa nawet jednego dnia tej
śmiertelnej gry. Potrzebowała ochrony… <o:p></o:p></span></div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-90002351716726225132016-03-07T22:09:00.000+01:002017-12-27T15:37:05.630+01:00Rozdział 2 <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b><span style="color: cyan;">Rozdział 2<br />Ludzie genetycznie modyfikowani</span></b><br />
<br />
Kiedy się nowa dziewczyna się ocknęła była bardzo słaba. Jej puls był ledwie wyczuwalny. Jej śniada cera była teraz trupio blada. Ginęła w oczach.<br />
- Jest mocno odwodniona. - powiedziała Aura obojętnym głosem. - jeśli szybko nie damy jej czegoś do picia umrze w ciągu kilku do kilkunastu godzin. - szybko pobiegłem do namiotu i ze zgrzewki wyjąłem jedną butelkę wody. Kiedy ją jej podałem zaczęła łapczywie pić walcząc o każdą kroplę płynu. Kiedy po mniej niż minucie butelka była pusta odrzuciła ją na bok i rzuciła się na ściółkę. <br />
- Jestem Paula. <br />
- Witaj, musisz teraz odpocząć. Jesteś wyczerpana. - powiedziała Aura.- Omal nie zginęłaś pierwszego dnia.<br />
- Te niedźwiedzie. One były straszne.<br />
- Jakie niedźwiedzie? <br />
- Te ze strony gór w strefie zimowej. Zaczęły mnie gonić. Musiałam uciekać. To było straszne. <br />
- Strefa zimowa powiadasz? r11; Aura zamyśliła się po czym zawołała Gabriela - Jest coraz bardziej niebezpiecznie. Nowa mówi, że w strefie zimowej są niedźwiedzie. Trzeba by to sprawdzić. Beniaminie, ty zostaniesz z Paulą. Opiekuj się nią do naszego powrotu. W razie kłopotów w moim plecaku jest raca. Jeśli ją odpalisz to wrócimy. - Powiedziała troskliwym głosem po czym oboje odeszli na zachód. Ja i Paula zostaliśmy sami. Pomyślałem, że powinna się zdrzemnąć, ale odmówiła. Jakaś godzina upłynęła, kiedy do obozu przyszedł następny zawodnik. Szedł od południa, więc zauważyliśmy go dopiero jakieś sto metrów od nas. Miał czekoladową skórę i burzę czarnych jak węgiel loków na głowie. Nosił ten sam strój co my. Na fioletowym plecaku miał wypisaną purpurową piątkę. Był równie poturbowany co Paula, ale był silniejszy. Kiedy podszedł do mnie przywitał się i przedstawił<br />
- Cześć, jestem Nicholas - jego głos był niski, ciepły bardzo przyjemny dla ucha.<br />
- Benjamin, miło mi poznać. <br />
- Co zamierzasz? <br />
- Nie rozumiem. Możesz jaśniej?<br />
- Pytam o to, czy będziesz patrzył biernie jak my się zabijamy, czy też będziesz walczyć?<br />
- Ach o to pytasz. - O tych sprawach nie mogłem mówić otwarcie więc przeszedłem na łącze telepatyczne. O dziwo dostrojenie się do jego umysłu było zaskakująco łatwe. - Nie zamierzam ani patrzeć na to, jak się zabijacie, ani zabijać nikogo. Wraz z dwójką innych uczestników i chyba tą dziewczyną szykujemy małą niespodziankę dla organizatorów. - W tej chwili Paula się ocknęła była blada i wystraszona. Jej oddech był płytki i szybki. Szybko złapała się za brzuch i wydala z siebie okrzyk bólu, wzięła jeszcze jeden wdech i straciła przytomność. Z nią było coś mocno nie w porządku. Najpierw te niedźwiedzie, teraz to osłabienie i ciągłe omdlenia, no i jeszcze te bóle... Dlaczego tego wcześniej nie zauważyłem... Jej brzuch stanowił jedną większą okrągłą bańkę, podczas, gdy reszta ciała była normalna. Paula była w ciąży, i zaczęła rodzić. Nie było czasu na zastanawianie się. Szybko pobiegłem do swojego namiotu i ze stoiku Aury wyciągnąłem racę. Wyszedłem na powietrze i wystrzeliłem po czym nastąpił okres oczekiwania. Jestem pewny, że jeszcze dziesięć minut temu nie miała tej bańki zamiast brzucha i nie była w ciąży, ale ciąża oznacza dziecko, a dziecko tutaj oznacza kłopoty. Wielkie kłopoty. Pomyślałam. <br />
Na powrót Aury i Gabriela musieliśmy czekać dobre dwadzieścia minut, w czasie których Paula co chwila z bólu traciła i odzyskiwała przytomność. W końcu jednak nasi zwiadowcy wrócili do obozu. Aura natychmiast podbiegła do nas, aby sprawdzić, o co chodzi. Dobrze wiedziała jak odebrać poród. Po godzinnej akcji było już po wszystkim. Paula urodziła zdrową dziewczynkę, niestety sama była tak wycieńczona porodem, że zmarła, jak tylko Aura przecięła pępowinę.<br />
- Matka odpadła z gry. Zmarła przy porodzie, a to oznacza, że zwycięzcą jest noworodek. Jutro przyjdą by nas wymordować. - Powiedziała Aura<br />
Mięła noc. Nic się nie wydarzyło. No może z wyjątkiem tego, że na naszych śpiworach leżały listy o następującej treści:<br />
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
Benjaminie,</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziecko nie może być zwycięzcą gry, ponieważ się ona jeszcze nie zaczęła. Jego nieoczekiwane narodziny dodatkowo opóźniły start . Macie dodatkowy dzień spokoju. To jest dobra wiadomość</div>
<div style="text-align: justify;">
A zła jest taka, że śmierć Pauli zmusiła organizatorów do wyznaczenia dodatkowego zawodnika na miejsce tej dziewczyny. Rozpoznacie go po charakterystycznym niebieskim stroju. Musicie uważać. Pod żadnym pozorem nie wolno wam go zabić. Nie będziecie mieć też z nim kontaktu telepatycznego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziecko złóżcie w białej porcelanowej kołysce , którą organizatorzy ustawili po środku obozu. Nie martwcie się. Będzie bezpieczne. Nic mu nie grozi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zwykle bywa tak, że na drugi dzień po umieszczeniu was na wyspie my fundatorzy możemy wam uchylić rąbka tajemnicy, jednak nie ma was wszystkich jeszcze w obozie, no i jeszcze trzeba dostarczyć tego nowego. Damy wam dobrą radę. Idźcie lepiej poszukać reszty. Na pewno jeszcze są żywi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Powiedzieć mogę tylko że w tym roku gra będzie mieć dwoje zwycięzców. Benjaminie, nie oczekuj ode mnie, że będę w stanie zagwarantować ci zwycięstwo. Żaden fundator nie może tego zrobić, ale organizatorzy są łaskawi. W jednym roku ułaskawili całą grupę zawodników, ponieważ widzieli, że są dobrze zorganizowani, i zależy im na przetrwaniu, ale nie chcieli się zabijać. Byli tak ze sobą zżyci, że organizatorzy mieli związane ręce. Jedno ratowało drugie z opresji. Byli bardzo silni.</div>
<div style="text-align: justify;">
No nic. Nie pozostaje mi nic jak tylko życzyć tobie i wam powodzenia</div>
<div style="text-align: justify;">
Twój fundator ,</div>
<div style="text-align: justify;">
Jurij Konieczny</div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
List od fundatora podniósł mnie trochę na duchu. Przynajmniej wiedziałem, że organizatorów można w jakiś sposób złamać. <br />
Kiedy wyszedłem na dwór faktycznie na środku obozu stała mała biała kołyska, a w niej leżała nowo narodzona dziewczynka, którą karmiła właśnie Aura. Dziecko było bardzo spokojne. <br />
W tym momencie zza drzew wyłonił się chłopiec mający góra czternaście lat. Miał na sobie czarny strój zawodnika. Był bardzo wystraszony. Jego brązowe oczy mówiły dosłownie wszystko. Miał ciemne włosy koloru blond graniczącego z czernią. <br />
-<i> Jestem Mat</i>. - Odezwał się nagle cichy wystraszony głosik w mojej głowie i wszyscy stanęli jak sparaliżowani. <br />
- Jakim cudem odezwałeś się telepatycznie do nas wszystkich? - spytała zdziwiona Aura<br />
- <i>To proste. Jestem niemy. Jakoś muszę się z wami muszę się porozumiewać, a zakładam, że nikt z tutaj zgromadzonych nie umie migać</i>. - znów odezwał się w mojej głowie głosik. <br />
-Łącze telepatyczne zużywa masę energii. Dziwię się, że jeszcze stoisz na nogach. <br />
- S<i>pokojnie, mam zaprogramowane mniejsze zużycie energii na telepatię</i>. <br />
- Zaprogramowane? Jak to? <br />
- <i>Siadajcie zaraz wam wszystko opowiem. Każde z nas pochodzi z Linii genetycznie zmodyfikowanych ludzi tak zwanych GMH* . Zostaliśmy zaprogramowani tak, aby naszym życiowym celem stało się przetrwanie. Dlatego nie pamiętacie własnej przeszłości. Nigdy jej nie mieliście. Stworzyli was ludzie - ci prawdziwi. I mają nad wami władzę. Przynajmniej dopóki żyją</i>. <br />
-Zaraz. Wybacz ale w jakim sensie jesteśmy modyfikowani genetycznie i CO, MY NIE JESTEŚMY LUDŹMI?! - Wypaliłem zdenerwowany<br />
- <i>Spokojnie. Już wyjaśniam. Jesteście modyfikowani w tym sensie, że jesteście przystosowani genetycznie do panujących na Ziemi warunków i jest jeszcze jeden ekstra skutek uboczny. Możecie dowolnie zmieniać swoją formę bytu. Tak dla przykładu ja mogę zamienić się w słonia, ale czy to mi się tu przyda...? </i><br />
- Zaraz a w ogóle skąd ty to wiesz? - Spytała spokojnie Aura.<br />
- <i>Błagam nie każcie mi tego mówić!</i><br />
- GADAJ!<br />
- <i>No dobra. Sami tego chcieliście. Jestem współorganizatorem tej pożal się boże gry a w zasadzie jej pierwszych trzech edycji. Stąd moja wielka wiedza na wasz temat. Pracowałem nad tobą Benjaminie. Wiesz, że potrafisz się zamienić w megasokoła?</i><br />
- W jakim sensie mega?<br />
- <i>Bo jesteś po przemianie pięć razy większy niż naturalnie występujący sokół. </i><br />
- A jak dokonać przemiany?<br />
- <i>Pamiętasz srebrny pakuneczek z twojego plecaka? Zawiera substancję, która w kontakcie z twoim DNA powoduje zmianę. Działa jedną dobę i możesz wtedy dowolnie zmieniać postać. Co do reszty nie pracowałem nad wami. Przykro mi. Nie wiem w co się zmieniacie. </i><br />
- Zaraz, momencik. Skoro jesteś współorganizatorem to jesteś człowiekiem z krwi i kości. Jakim cudem możesz dokonać przemiany? - Zapytał Nicholas<br />
- <i>Poddałem modyfikacji swoje DNA. Teraz jestem z wami. Mamy już dość ludzi, aby mieć "Dziedziców" naszej cywilizacji. Oto przed wami ostatnia edycja gry "Wyspa Zwycięzców"</i><br />
<i>Mam zamiar wyprowadzić stąd jak największą liczbę z was.</i> - Z tymi słowy na umyśle wstał i udał się do lasu. Nam pozostało jedynie rozmyślać nad naszym losem. To ci dopiero. Mamy zapewnić ciągłość cywilizacji ludzkiej będąc jednocześnie przez nich kontrolowanym. Mogą z nami zrobić wszystko. Dosłownie wszystko.<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: large;">__________________________</span><br />
<span style="font-size: xx-small;"><i>*GMH Modyfikacja skrótu GMO (Genetic Modified Humans)</i></span></div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-28441705460148896442016-03-07T00:00:00.001+01:002016-03-07T00:00:11.851+01:00Rozdział 18<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b>Rozdział 18</b><br />
<b>Porwanie Lilianów</b><br />
<br />
Kiedy weszliśmy do pokoju okazało się że nie ma tam nikogo. Bardzo się wtedy wystraszyliśmy, że coś im się stało.<br />
- Płomyk, gdzie jesteś?<br />
- Dąbek?<br />
- Tweet, pokaż się!<br />
- Zefirku, gdzie jesteś?, Dragon chodźcie tu.<br />
Wywołaliśmy wszystkich, ale żaden nie pokazał się. Przeszukaliśmy chyba każdy kąt szkoły, do którego wolno nam było zajrzeć. Poszliśmy nawet do lasu i nad Ciemne Jezioro. Nigdzie ich nie było.<br />
- Zostało tylko jedno! - powiedział Mike<br />
- Tak! Trzeba aktywować moce!- Odpowiedział Charles<br />
- Nie to miałem na myśli. Myślę, że powinniśmy zgłosić to dyrektorce.<br />
- Zwariowałeś?! Ona ma już dosyć spraw na głowie.<br />
- Hej, przecież Cornelio jest nauczycielem. Może on nam pomoże. - wtrącił Louis<br />
- Myślę, że to najlepszy pomysł, jak dotąd. Czy ktoś ma jeszcze jakieś?<br />
- Nie. - odpowiedzieli<br />
- Świetnie. Idziemy do pokoju nauczycielskiego! - zaoponowałem<br />
Przedarcie się przez gąszcz dzieciaków wylegających właśnie na plac główny po zakończonych lekcjach zajęło nam prawie pięć minut. a wędrówka pod pokój nauczycielski to kolejne trzy minuty.<br />
- Zapukaj! - Powiedziałem do Mirona<br />
- Nie, ty to zrób! - odpowiedział<br />
- Och nie kłóćcie się. To ostatnie czego nam trzeba. - Wtrącił Charles i sam 18zapukał do drzwi pokoju nauczycielskiego<br />
- Tak?- zza uchylonych drzwi wyjrzała rozpromieniona twarz palladynki<br />
- Czy moglibyśmy rozmawiać z profesor Cornelio? - zapytałem<br />
- Wyszedł na lunch do swojej komnaty. Wróci za dwadzieścia minut! - Odpowiedziała.<br />
- Dziękujemy za informację. Bardzo nam pani pomogła. - odrzekłem<br />
Jak tylko skończyłem mówić palladynka schowała się z powrotem do pomieszczenia, a my popędziliśmy do pokoju z nadzieją, że znajdziemy tam Cornelia.<br />
Kiedy weszliśmy do naszego dormitorium zobaczyliśmy go jedzącego spokojnie drugie śniadanie. Nie był świadom tego co się stało.<br />
- Cześć chłopaki! Widzieliście Dragona? Nigdzie go nie widziałem od wczorajszego wieczora. - zapytał<br />
- Nie. Nasi przyjaciele też zniknęli.<br />
- Co?! Dlaczego nie przyszliście mi o tym powiedzieć wcześniej?! Trzeba ich znaleźć. - powiedział z wyraźnym strachem Cornelio. - Aktywujcie moce!<br />
- A tak w ogóle to po co ci mój Dragon? - zapytał nagle Lex<br />
- Miał mi pomóc przy pewnych obliczeniach astrologicznych. - Odparł<br />
- Do tego lepiej nadałaby się Astro.<br />
- Ale Astro tu nie ma.<br />
- zawsze możesz ją przywołać.<br />
- Czarnoksiężnik nie może przywoływać Lilianów.<br />
- On ma rację. Płomyk mi kiedyś to powiedział.<br />
- Aktywujcie swoje moce! No już!<br />
- Dobra. <i>Naturo Przybądź!</i><br />
- <i>Ogniu przemień mnie!</i><br />
- <i>Wodo płyń!</i><br />
- <i>Skało Otocz mnie!</i><br />
- <i>Wierze wiej!</i><br />
- <b><i>Strażnicy sił natury połączenie skrzydeł!</i></b><br />
Po transformacji zaczęliśmy wyczuwać delikatne fale energii magicznej, po czym udało mi się nawiązać telepatyczny kontakt z Płomykiem.<br />
- <i>Andy, czy to ty?</i> - zapytał<br />
- <i>To ja! Co się dzieje?</i>- odpowiedziałem<br />
- <i>W nocy ktoś nas porwał. Nie wiem kim on/ ona jest. Wiem tylko, że poluje na was.</i><br />
- <i>Poczekaj. Spróbuję cię namierzyć.</i><br />
- <i>Nic z tego. Ja też próbowałem tego. To miejsce otacza jakaś bariera. Tylko jedna osoba może ją złamać.</i><br />
- <i>Kto o jest? Gadaj szybko. Zaraz opadnę z sił i łącze się zerwie.</i><br />
- <i>To... To jest Cornelio. Bariera ta jest z czarnej magii. Tylko on może złamać to zaklęcie.</i><br />
<div>
<br /></div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-16123417866612157862016-03-01T00:00:00.000+01:002016-03-01T00:00:01.179+01:00Wyspa zwyciezców - Prolog<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Ciemność. To było pierwsze, co zobaczyłem. Gęsty jak smoła, czarny mrok spowijał wszystko wokół. Siedziałem skulony w kącie tego czegoś, w czym byłem zamknięty. Wyraźnie czułem, że jest tu ktoś jeszcze, ale kto? Bałem się. Dopiero wtedy odkryłem, że jestem całkowicie nagi. Nie było na mnie nawet skrawka starej szmaty. Mój strach teraz przybrał na sile. Nie miałem jak się bronić. Zacząłem tłuc rękami o ściany, ale nic to nie dało. Kiedy otworzyłem usta, aby krzyknąć to z gardła wydobyło się tylko charknięcie, podniebienie przeszył ból, jakby ktoś powbijał tysiące szpilek. Kiedy oddychałem nosem nic się nie działo, ale oddychanie ustami... to już inna bajka. Pomieszczenie, w jakim zostałem umieszczony, było dość duże, aby pomieścić około pięciu osób, ale ja byłem sam na sam z tą drugą osobą. Nagle usłyszałem cichy, ale wyraźny dziewczęcy chichot. Pomyślałem sobie, że to niemożliwe, przecież warunki tutaj panujące nie pozwalają na wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Wtedy ponownie go usłyszałem. Tym razem był pełniejszy i odważniejszy. Uświadomiłem sobie, że nie słyszę go normalnie uszami. Ten głos. On świdrował mój mózg od wewnątrz. Teraz to już się bałem jak jasna cholera. Naprawdę byłem przerażony. I znowu się odezwała.<br />
- <i>Boisz się? - </i>zapytała skrzekliwym głosem, jak by była jakąś staruszką.<br />
<i>- Jeszcze jak. - </i>Powiedziałem w myślach mając nadzieję że usłyszy, jednak chyba się nie udało ponieważ po upływie jakieś minuty powtórzyła pytanie. Tym razem udało mi się. Usłyszała mnie.<br />
- <i>To źle. Bardzo źle. Oni potrafią wyczuć strach.</i> - Odpowiedziała.<br />
- <i>Jacy Oni. Kto?</i> - Zapytałem, ale odpowiedzi już nie uzyskałem.<br />
W końcu poczułem się naprawdę mocno zmęczony. zwinąłem się w rogu tego czegoś. Bardzo szybko zasnąłem, ale kiedy sie obudziłem otoczenie było już inne...<br />
<br /></div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-14504515349591457742016-02-29T00:00:00.000+01:002016-02-29T00:00:06.028+01:00Rozdział 17<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b>Rozdział 17</b><br />
<b>Wyjaśnienia Cornelia</b><br />
<br />
- No już bo zaraz mnie udusisz, a podejrzewam, że w magicznym wymiarze nie ma więcej strażników ognia<br />
- Nawet nie wiesz jak się o was martwiłem.- Odpowiedział<br />
- Uspokój się. Ważne jest to, że jesteśmy tu cali i zdrowi.<br />
- Dzieci, to co się stało nie może się już nigdy powtórzyć.<br />
- Zgadzam się z panią w stu procentach- odparł Cornelio<br />
- Pani dyrektor!<br />
- Tak Andy<br />
- Zastanawia mnie jak nasz pokój został przeniesiony do tych tuneli<br />
- To była czarna magia. Była bardzo silna. Prawdę mówiąc gdyby nie wasza pomoc w odciągnięciu tego czarownika to najprawdopodobniej nie złamała bym tego zaklęcia.<br />
- To nie jest prawda pani dyrektor. To był test.<br />
- Test? A ty niby skąd o tym wiesz?<br />
- Bo sam go stworzyłem a tym czarownikiem byłem ja. To było zaaranżowane.<br />
- Cornelio, to było bardzo nie odpowiedzialne i niebezpieczne<br />
- Wręcz przeciwnie. Udało mi się wyciągnąć bardzo ciekawe wnioski na temat mocy Mike'a<br />
- Tak? Wobec tego słuchamy<br />
- Wiemy, że Mike ma władzę nad wszelkimi skałami, piaskami, minerałami i wszystkim co znajduje się pod ziemią. Jednak nie wykorzystał swych mocy do tego, aby zmienić tunele. Świadczy to o tym, że Mike jest bardzo dojrzałą i powściągliwą osobą. Mike zna możliwości swojej mocy.<br />
- No i?<br />
Myślę, że Mike blefował. Do stworzenia labiryntu użyłem zaklęcia , które złamałby bezproblemowo używając pierwszego lepszego zaklęcia ataku.<br />
- To znaczy, że oblał ten test?<br />
- Nie, wręcz przeciwnie zaliczył go na najwyższą ocenę. Mike, otrzymujesz ocenę celującą. Pokazałeś nam, że umiesz panować nad mocami. Teraz pora, abyś nauczył się jak z nich korzystać. Pozostałych również czeka taki test. - Odpowiedział<br />
Zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Nasz własny kuzyn zamierzał nas egzaminować.<br />
- To nie był fair. Test? Tak bez ostrzeżenia?<br />
- Właśnie o to mi chodziło. Gdybyście wiedzieli, że to jest test jego wyniki mogłyby być sfałszowane. Tym samym reszta z was może się spodziewać testu, ale nie powiem kiedy, ani w jakiej formie. Powiem tylko, że wasze moce są cenne, a ja chcę wam uświadomić jak bardzo i dlaczego. Na razie to wszystko. Powodzenia. - Powiedział, po czym opuścił gabinet zostawiając nas sam na sam z panią dyrektor.<br />
- Możecie odejść. Dzisiaj zwolniłam was z zajęć lekcyjnych. Chcę abyście odpoczęli. to był dla was ciężki dzień.<br />
- W sumie i tak już jest po lekcjach. ale mam do pani prośbę. Czy moglibyśmy wrócić do domu na resztę dnia?<br />
- Wykluczone. Bynajmniej nie dzisiaj. Gdybyście teraz się teleportowali nie starczyło by wam mocy na powrót do szkoły. Możecie to zrobić w weekend. Dobrze. Wróćcie do swojego pokoju Wasi przyjaciele są zaniepokojeni<br />
- Och nie Liliany! - Wykrzyknęliśmy, po czym pobiegliśmy do pokoju sprawdzić co się z nimi dzieje.<br />
<div>
<br /></div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-8132814326128822452016-02-22T00:00:00.000+01:002016-03-09T23:10:37.863+01:00Rozdział 16<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr">
<b>Rozdział 16
</b><br />
<b>Ratunek
</b><br />
<br />
Kiedy wydawało się, że to już koniec że umrzemy tu w tym labiryncie zacząłem wyczuwać niewielkie, ale z każdą chwila narastające zakłócenia w czasoprzestrzeni. Ktoś chyba się próbował tu teleportować
<br />
- Padnij! - Krzyknąłem do reszty w ostatniej chwili, kiedy za sekundę usłyszeliśmy huk obwieszczający udaną teleportację.
<br />
- Halo, Dzieci, wiem, ze tu jesteście. Andy słyszałam twój krzyk. pokażcie się. - oznajmił znajomy i ciepły głos pani dyrektor
<br />
- Och to Pani. Nie sądziłem, że tak szybko nas pani znajdzie.
<br />
- Och. Nie ma was już dwie godziny. Profesor Eukaliptus powiedział mi, że nie pojawiliście się na jego lekcji. Później Cornelio powiedział mi, że na miejsce waszego pokoju pojawił się schowek na narzędzia ogrodnicze. Od razu domyśliłam się co się stało.<br />
- Co takiego? No tak. Czy teraz będziemy musieli tutaj przychodzić na przerwę i po lekcjach? - zapytałem.<br />
- Nie. Wasz pokój będzie tam, gdzie był. - Odpowiedziała po czym dodała - RELOCATIO.
<br />
- Dziękujemy pani z całego serca. Czy teraz moglibyśmy się już stąd wyrwać? Mam dość tego miejsca
<br />
- Oczywiście. Aktywujcie swoje moce.
<br />
Ok. Charles zaczynaj!
<br />
- Naturo przybądź!
<br />
- Ogniu przemień mnie!
<br />
- Wodo płyń!
<br />
- Skało otocz mnie!
<br />
- Wierze wiej!
<br />
- Strażnicy sił natury połączenie skrzydeł!
<br />
Po transformacji przeszliśmy przez tunel teleportacyjny otworzony przez panią dyrektor i znaleźliśmy się w jej gabinecie. Zastaliśmy tam również Cornelia, który gdy tylko się pojawiliśmy rzucił nam się na szyję.
</div>
<div dir="ltr">
<br />
<br /></div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-65282683098495303482016-02-15T00:00:00.000+01:002016-03-09T23:04:24.491+01:00Rozdział 14 i 15 <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b>Rozdział 14</b><br />
<b>Rozmowa</b><br />
<b><br /></b>
Po kolacji spakowałem na jutro odpowiednie książki i poszedłem się wykąpać. Ubrany już w piżamę położyłem się na łóżku w swoim pokoju i rozmyślałem o tym co się dzisiaj wydarzyło. Uświadomiłem sobie wtedy, że muszę coś zmienić w swoim życiu. Niby niczego mi nie brakowało. Poznałem prawdę, mam moce magiczne, mam przyjaciół, rodzeństwo a nawet zastępczych rodziców. I w tym właśnie tkwił szkopuł. To byli zastępczy, nie biologiczni rodzice. Obiecałem sobie wówczas, że odnajdę naszych prawdziwych rodziców nawet za cenę własnego życia.<br />
W następnej chwili drzwi do mojej sypialni otworzyły się. Przez szparę wleciał mój ukochany Płomyk.<br />
- Co się stało? Jesteś smutny. - Zapytał.<br />
- Wiesz, myślę trochę nad tym jak uratować naszych rodziców - odpowiedziałem i łzy napłynęły mi do oczu.<br />
- Nie płacz. Jesteś jednym z pięciorga następców tronu Donny. Strażnikiem jednego z żywiołów. Poza tym macie jeszcze Lex'a, Cornelio i nas. Pomożemy wam we wszystkim, nawet jeśli będzie to najbardziej absurdalna rzecz na świecie.<br />
- Ha ha ha... Jesteś słodki Płomyku, ale nie zapominaj, że jesteśmy przyjaciółmi, i jeśli coś by ci się stało nigdy bym sobie tego nie wybaczył.<br />
- Więź która nas łączy jest nierozerwalna. Już nigdy cię nie opuszczę.<br />
- Póki co mieszkaj u nas. Czarami przetransportuję twoje rzeczy tu do mojej sypialni.<br />
- Nie ma takiej potrzeby. Teraz wolałbym abyś poszedł spać. Dochodzi już jedenasta w nocy. Jeśli zaśpisz na jutrzejsze lekcje możesz mieć kłopoty.<br />
- A zwłaszcza jeśli pierwszą lekcję prowadzi Dyrektorka. Dobranoc.<br />
- Dobranoc Andy. Powodzenia na pierwszych lekcjach Magii.<br />
<br />
<b>Rozdział 15</b><br />
<b>Podziemny labirynt ewakuacyjny</b><br />
<br />
Pierwsze lekcje w zwykłych szkołach są bardzo nudne, ale tutaj to jest niemożliwe. Dzień zaczęliśmy od krótkiego apelu, który wygłosiła dyrektorka szkoły. Przypomniała nam pierwsze punkty regulaminu szkoły, których przestrzeganie warunkowało możliwość studiowania magii w Porcie<br />
- Po pierwsze: - zaczęła przemowę dyrektorka -<br />
W szkole panuje absolutny zakaz używania magii poza salami lekcyjnymi. Wyjątek sanowi atak na szkołę!<br />
Po drugie:<br />
Trzymajcie się z dala od uczniów profesora Skalara. Mogą być dla was niebezpieczni!<br />
Złamanie tych dwóch głównych zasad, albo którejkolwiek z nich z osobna karane będzie wydaleniem ze szkoły!<br />
Po zakończeniu przemówień udaliśmy się do swojego pokoju, aby zjeść śniadanie i przygotować się do pierwszej lekcji. ale kiedy wyszliśmy na korytarz otoczenie było zupełnie inne.<br />
- Gdzie mamy pierwszą lekcję?- Zapytał Miron<br />
- Nie wiem, wydaje mi się że w skrzydle zachodnim, ale teraz już całkowicie straciłem orientacje.- Odpowiedział Charles<br />
- Może zapytam się tego nauczyciela o drogę do naszej sali.<br />
- Dobry pomysł - odpowiedzieliśmy<br />
Odszedłem od nich aby wykonać to co zaplanowaliśmy.<br />
- Przepraszam, gdzie jest sala eliksirów? Chyba się zgubiliśmy.<br />
- Nie wiem jak się tu znaleźliście, ale nie powinno was tutaj być. To są tajne tunele ewakuacyjne pod szkołą. Nie tak łatwo tutaj trafić.<br />
- Ale my wyszliśmy z naszego pokoju bezpośrednio tutaj, a jeszcze dwadzieścia minut temu nasz pokój znajdował się w skrzydle uczniowskim szkoły. Tam są do niego drzwi. - Powiedziałem i wskazałem na drzwi z których wyszliśmy.<br />
- Och, a teraz do rzeczy, aby opuścić podziemia szkoły musicie... Och, ale ze mnie gapa zapomniałem, podziemia żyją i ciągle się zmieniają. Tylko pani dyrektor wie jak je opuścić.<br />
- Ale czy to znaczy, że już na zawsze tu utkniemy?- Zapytał Charles.<br />
- Nie załamuj się. Wymyślimy coś. - Powiedział Louis.<br />
- Niby co zrobimy! Teleportujemy się? - Odpowiedział sucho Charles.<br />
- Hmmm rozważmy to (..) Nie. Teleportacja nie wchodzi w grę. Aby to zrobić musielibyśmy znać dobrze podziemia szkoły.<br />
-Jest jeszcze jeden sposób - odpowiedział nauczyciel.<br />
- Jaki? - zapytałem z lekka zniecierpliwiony.<br />
- Widzę, ze jest z wami czarodziej ziemi. Mógłby on spróbować zmienić swoją mocą labirynt tak, abyśmy mogli z niego bezpiecznie wyjść. - odpowiedział nauczyciel.<br />
- Niestety. Jeszcze za mało umiem. Próba zmiany jakiegokolwiek tunelu przeze mnie mogła by spowodować zawalenie się całej konstrukcji, a dodatkowo jeżeli podziemia są położone pod szkołą, wtedy mógłbym ja zburzyć grzebiąc pod gruzami nie tylko nas, ale i wszystkich uczniów i nauczycieli. - odpowiedział Mike.<br />
- To koniec. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.<br />
<div>
<br /></div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-32887300813990455782016-02-08T00:00:00.001+01:002016-02-09T20:19:12.146+01:00Rozdział 13<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="color: black; mso-fareast-font-family: "MS Mincho";"><b>Rozdział 13</b></span></div>
<span style="color: black; mso-fareast-font-family: "MS Mincho";"><b>Spotkanie z przyjaciółmi</b></span><br />
<br />
<div style="margin: 5pt 0cm 10pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Dotarcie
na podwórko szkolne zajęło nam, nawet w biegu, około trzy minuty.
Droga ta zdawała się nie mieć końca. Kiedy już znaleźliśmy się
na placu nasi przyjaciele rzucili się na nas przewracając nas.
Płomyk zaczął krzyczeć na mnie, że przez tak długi czas się do
niego nie odzywałem.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Dlaczego się do mnie nie odzywałeś? Wiesz jak się martwiłem?</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Płomyk, uspokoisz się wreszcie? Nie widzieliśmy się raptem trzy
dni. Tyle się wydarzyło. Nie było czasu na to aby się z tobą
spotkać.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Co takiego ciekawego masz na swoje usprawiedliwienie? słucham!</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Najpierw profesor Fauna wysłała nas na misję do Mrocznego
Zamczyska. Tam zostaliśmy zaatakowani przez naszego, jak się
później okazało, kuzyna, który swoim zaklęciem zaburzył
równowagę wymiaru. Kolejny dzień spędziliśmy na długich
dyskusjach co z nim zrobić. Wtedy cała prawda wyszła na jaw.
Postanowiliśmy, że zostanie z nami i pomoże nam odzyskać to co
utraciliśmy. Dzisiaj Nasz kuzyn został oficjalnie nauczycielem
transformacji w naszej szkole. Ciekawi mnie tylko jedna rzecz.
Dlaczego on nie ma swojego Liliana.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Dlatego że Cornelio jest czarnoksiężnikiem. Jest absolwentem
akademii Mieszczącej się dzisiaj w Mrocznym zamczysku.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Co ty wygadujesz?! On nie może być zły.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
I nie jest. To że korzysta z energii nagromadzonej w negatywnych
zjawiskach zachodzących w przyrodzie nie oznacza od razu, że jest
zły.</span></span></div>
<span style="font-family: "times new roman" , serif; line-height: 100%;">-
Masz rację. Zbyt pochopnie go oceniłem. Może jednak uda mu się
połączyć z jednym z was?</span><br />
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Lilian musiałby być naprawdę silny. Najczęściej przy próbie
zawarcia takiej przyjaźni jedna ze stron ginie. Jedynym Który mógł
się z nim połączyć był Dragon, ale on połączył się już z
Lex'em.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
No tak. Słyszałem że zaatakowano waszą wioskę. Możesz mi
powiedzieć co się dzieje?</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Nie ma powodu do obaw. To tylko doroczne przemarsze niektórych
zwierząt na zimę do południowych części lasu.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Tylko tyle? Jak długo one potrwają ?</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Tylko tyle. Ale przy okazji te zwierzaki tratują nasze domki.
Potrwają one jeszcze jakieś sześć do siedmiu dni.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Czy próbowaliście jakoś zmienić trasę tych zwierząt? Tak aby
omijały waszą wioskę.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Tak próbowaliśmy kopuły ochronnej, ale jest zbyt krucha.
Wytworzona przez nas zachowuje się jak bańka mydlana. Pęka przy
najlżejszym nacisku.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Hmm... to rzeczywiście problem.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Tak. My już na to nic nie poradzimy. Taki już nasz los.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Więc najwyższa pora coś zmienić, ale puki co chodźcie z nami coś
zjeść. Podejrzewam, że w naszym pokoju czeka już kolacja.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">-
Fajnie, że mogę spędzić teraz z tobą trochę czasu.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Będziemy
zaszczyceni mogąc gościć was w naszych progach. - Oznajmiła
profesor Fauna, kradnąc mi kwestię.</span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div lang="pl-PL" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Po
tych słowach wszyscy wstaliśmy i poszliśmy całą grupą do
naszego pokoju.</span></span></div>
</div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike></div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-16196982361086398522016-02-01T22:03:00.000+01:002016-02-01T22:03:50.832+01:00Taka mała prośba...<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Witajcie,<br />
To znowu ja Adam mam taką małą prośbę o do was drodzy czytelnicy. Jak już wchodzicie na mojego bloga to bardzo was prossze o jakiś dowód, że tam jestescie w postaci komentarza czy notki na shoutboxie. Nie zapominajcie, że wraz z ekipą zrobilismy to wszystko dla was. Bedziemy wdzięczni, za wszelkie opinie nawet te negatywne. Czekamy rownież na wasze spekulacje dotyczące opowiadań, jakie zamieszczam. Co jakiś czas bedziemy organizować jakieś małe konkursy, żeby was troszeczkę zaktywizować i zarazić pasją do pisania.<br />
A jakie jest wasze hobby? Piszcie w komentarzach. Krótko uzasadnijcie dlaczego. Pod koniec lutego zbierzemy wszystkie komentarze i zrobimy ranking najciekawszych zajęć na hobby<br />
Pozdrawiam:<br />
Główny Administrator </div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-80517729518075229492016-02-01T00:00:00.000+01:002016-02-09T20:15:05.790+01:00Rozdział 12<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<b>Rozdział 12</b><br />
<b>Przepowiednia</b><br />
<br />
Cały wieczór przesiedzieliśmy w pokoju. Pojawiły się w nim dodatkowe drzwi, które jak sądziliśmy zaprowadziły by nas do sypialni naszego kuzyna.<br />
- Nagle z piątki zrobiła się nas szóstka, a teraz siódemka- stwierdził Mike.<br />
- Rachunek ci się zgadza jest nas siedmiu - odpowiedział mu Charles.<br />
- Ej, słuchajcie! Tutaj jest napisane, że czarodzieje mogą zbijać się w grupy ale nigdy nie są one stałe i większe niż cztery osoby - zawołał Mike trzymając na kolanach swojego laptopa.<br />
- To prawda. Chyba jesteśmy największą znaną do dzisiaj grupą czarodziejów. - Odrzekł na to nasz kuzyn.<br />
- Lex, co sądzisz na ten temat? - Zapytałem.<br />
- To jest prawda. Chociaż pamiętam z historii szkoły, którą czytałem w bibliotece na mojej planecie, że jakieś sto lat temu tę szkołę opuściła grupa dziesięciu czarodziejek. Były i najprawdopodobniej najsilniejszą grupą czarodziejek w magicznym wymiarze. Przepowiednia starszyzny planety głosi że mają one poślubić tak samo liczną grupę czarodziejów. Z czego piątka z nich ma być strażnikami sił natury. I tu nie ma wątpliwości. Chodzi o was.<br />
- Skąd wiesz? Może to inni strażnicy?- zapytał Charles?<br />
- Na świecie nie ma innych strażników płci męskiej. No chyba, ze mowa o Czarnoksiężnikach - odpowiedział Lex.<br />
- Ja nie zamierzam się jeszcze żenić. Mam dopiero 16 lat. - Odpowiedział Mike.<br />
- Nie denerwuj się. Mamy ożenić się dopiero jak nas będzie dziesięcioro. - Uspokajałem go.<br />
- Mamy wyjść za kobiety mające ponad sto dwadzieścia lat? Nie ma mowy! - wykrzyczał Mike.<br />
- Słuchaj! Ona wcale nie muszą być takie złe. Spójrz na panią Faunę. Ma przeszło trzysta lat, a wygląda raptem na trzydziestkę. - powiedziałem.<br />
- Skoro dyrektorka wygląda na 30 lat mając trzysta to czy one mając sto dwadzieścia lat nie będą wyglądały na dwanaście? - zapytał Miron.<br />
- Bardzo dobre pytanie - Powiedziała nagle dyrektorka wchodząc do naszego pokoju - zaklęcie zmiany wieku powoduje cofnięcie czasu wstecz 10 razy co w prostej rachubie osobie stuletniej daje dziesięć lat w wyglądzie fizycznym. Jeżeli te dziewczyny używają tego zaklęcia to tak będą wyglądać na dwanaście lat.<br />
- Pani dyrektor. Ale nas pani wystraszyła - powiedziałem.<br />
- Chodźcie ze mną. Pora spotkać się z naszymi Lilianami - oznajmiła nam Pani dyrektor.<br />
- Płomyk! On tu przyjdzie?!- zapytałem ożywiony.<br />
- A Tweet?- zapytał Mike- Co z nim?<br />
- Nie mogę w to uwierzyć! Kupido będzie tu? To cudowna wiadomość - ucieszył się Louis rzucając się dyrektorce na szyję.<br />
- Louis, proszę cię uspokój się. Tak nasi przyjaciele nas odwiedzą. Zostaną z nami kilka dni. Ich wioska została napadnięta. Poprosili nas o schronienie. Będą tutaj wszyscy. Aha, jutro zaczynają się zajęcia. Pamiętacie o tym?<br />
- Już jutro?- zapytaliśmy – Jak ten tydzień szybko minął.<br />
- Mam nadzieję, że lekcje będą dla was przyjemne. Pamiętajcie, magia to nie zabawa. Trzeba się z nią bardzo ostrożnie obchodzić. A co do ciebie Cornelio zakładam, że już skończyłeś szkołę.<br />
- Tak pani profesor.<br />
- Jeśli chcesz zostać tutaj mogę zaproponować ci posadę nauczyciela. Mamy wakat na nauczyciela transformacji.<br />
- Hmm kusząca propozycja. Owszem chciałbym trochę po przebywać z rodziną, ale czy ja wyglądam na kogoś kto potrafi uczyć?<br />
- Cornelio, myślę, że posada nauczyciela jest dla ciebie idealna. My będziemy mgli mieć z tobą kontakt a ty poznasz nas lepiej i wtedy pomożesz nam odbudować nasz świat. W głębi serca czuję, że nie jesteś zły. Nosisz tylko w swoim sercu żal do siebie za to co zrobiłeś, kiedy byłeś pod wpływem woli tego kogoś - próbowałem go zachęcić.<br />
- No dobra. Miałem odmówić, ale za waszą namową przyjmuję pani propozycję - odparł Cornelio.<br />
- Doskonale! Możesz zacząć od jutra.<br />
- Ale super! Masz z nami zajęcia po przerwie śniadaniowej! - krzyknąłem zadowolony.<br />
- No dobrze, porozmawiacie sobie później. Wasi przyjaciele czekają na skwerze przed szkołą - poinformowała nas Pani dyrektor.<br />
-Oni już tu są?! Chodźcie! - zawołałem i wybiegliśmy na spotkanie naszym przyjaciołom.<br />
<br /></div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-15933934397747966422016-01-29T17:25:00.001+01:002016-01-29T17:28:02.192+01:00Rodzinka się powiększa!<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div dir="ltr">
Od tego tygodnia mamy kolejnych dwoch adminów! Dołączyli do.nas <b>Jakub Szlendak</b> i <b>Blonda OC</b> (nie chce ujawnić swojego prawdziwego imienia). W związku z tym nastąpi zmiana podziału obowiązków. Szczegołowe informacje otrzymacie w prywatnych wiadomosciach mailowych (Gmail). A tym czasem powiedzcie nam coś o sobie <br />
Pozdrawiam<br />
Główny Administrator</div>
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2710555155211106184.post-5831742485764449832016-01-25T19:41:00.001+01:002017-12-27T15:01:18.025+01:00Komentarze<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Kochani,<br />
Jeśli chodzi o długość komentarza, wolę, kiedy są one dłuższe i kiedy jest w nich jasno napisane co wam się podoba, a co woleli byście zmienić. Już nie chodzi mi o samą ilość zdań, ale ich złożoność. Kiedy ktoś napisze np.<br />
<blockquote class="tr_bq">
Ten rozdział był super. Naprawdę mi się podobało. :),</blockquote>
to ja czuję się zbyty takim komentarzem, i traktuje to jakby ta osoba napisała ten komentarz z przymusu i najprawdopodobniej w ogóle nie czytała postu, a jak ktoś napisze:<br />
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
Ogólnie rozdział był naprawdę świetny. Podobała mi się ta akcja, w której bohater X wrzeszczy tego gościa z telemarketingu. To mnie dosłownie zwaliło z krzesła. Akcja twojego opowiadania jest bardzo dynamiczna, co tylko zachęca czytelnika do dalszego czytania. Bardzo dobrze, że zastosowałeś się do zaleceń w komentarzach i skróciłeś dialogi, dałeś więcej opisów sytuacji. To trochę wydłużyło rozdział, i przyjemniej się go czyta. Natomiast nie podobało mi się, że pominąłeś wątek bohatera Y. Szkoda, jego postać pewnie dużo by zmieniła w losach pozostałych. Denerwuje mnie, że używasz tylu wulgaryzmów. Język polski jest przecież pełen tylu innych, znacznie mniej rażących określeń. Z mojej strony to tyle. Mam nadzieję, że zastosujesz się do naszych zaleceń i zmienisz niektóre rzeczy. Życzę weny i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam:</div>
<div style="text-align: justify;">
XYZ</div>
</blockquote>
Taki komentarz znacznie bardziej by mnie usatysfakcjonował. Po jego przeczytaniu wiem, że czytelnik przeczytał opowiadanie, co mu się podobało, a co nie. Takie komentarze dają mi zapał do pisania, i wiem ze ktoś tam po drugiej stronie czeka na dalszy ciąg historii.<br />
<br />
<span xmlns="http://www.w3.org/1999/xhtml">Tak w skrócie, chodzi o to aby w komentarzach były pełne zdania. Napisanie co się podoba w danym rozdziale i jakieś chociażby krótkie wyjaśnienie dlaczego, a jest to potrzebne aby wiedzieć o czym warto pisać, a o czym nie za bardzo.</span><br />
</div>
Skenihttp://www.blogger.com/profile/00433579412820119734noreply@blogger.com1