poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Rozdzał 25

Rozdział 25
Komu w drogę, temu misja?


Kiedy wylądowaliśmy na polance za szkołą było już późno. Wiedzieliśmy, że przegapiliśmy porę kolacji, ale nie przejmowaliśmy się tym, ponieważ z podróży zostało nam jeszcze dość sporo kanapek i kilka butelek soku. Kiedy skończyliśmy jeść zaczęliśmy sprzątać swoje rzeczy, i wychodzić ze statku. Na dziedzińcu szkoły czekała już na nas pani dyrektor i kilkoro nauczycieli.
- Szykuje się długi apel - powiedział znudzony Charles
- Może nie będzie tak źle - Powiedziałem chcąc powiedzieć jeszcze o tym jak bardzo jesteśmy zmęczeni, ale nie zdążyłem ponieważ przerwała mi dyrektorka
- Witajcie w domu! Gratuluję wam misji zakończonej sukcesem nadzieję, że ta jutrzejsza misja też taka będzie. Jest późno. Kolacja czeka w waszym pokoju. Najedzcie się, a potem przyjdźcie do mojego gabinetu. Trzeba omówić szczegóły misji. Aha. Jeszcze jedno Szkolenie o poziomie Trytonix podejmiecie natychmiast. Musicie mieć o nim jakieś pojecie. - Powiedziała po czym weszła do szkoły pogrążona w rozmowie z nauczycielami.
Kiedy weszliśmy o pokoju tak jak obiecała dyrektorka, kolacja czekała na stoliku, a że byliśmy najedzeni to wypiliśmy tylko po szklance soku i rozeszliśmy się do swoich pokoi.
Miałem zamiar zadzwonić do domu, ale było już późno, i wiedziałem, że rodzice pewnie już śpią.
Nazajutrz przez okno wlewało się cudowne ciepło. Była piękna pogoda. O dziwo obudziliśmy się wszyscy razem. Kiedy zjedliśmy śniadanie niemal jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przypomnieliśmy sobie, że mieliśmy iść wczoraj do dyrektorki.
Pobiegliśmy do niej co sił w nogach, ale i tak było już za późno. Kiedy weszliśmy do jej gabinetu, ona już tam była. Chyba czekała całą noc.
- No nareszcie. Już myślałam, że nie doczekam się was.
- Przepraszamy panią. Byliśmy bardzo zmęczeni. Zupełnie wyleciało nam to z głowy.
- Mniejsza o to. Ważne że jesteście. Cieszę się, że udało wam się zdobyć Trytonix. Jest wam on niezbędny, aby przetrwać tą misję. Pora ruszać.
- A co z planem?
- Nie możemy obrać żadnego planu. W każdej chwili porywacz może przewidzieć plan i wszystko się zacznie sypać. Przykro mi. Tym razem musicie improwizować.
- No to w drogę - powiedział zniecierpliwiony Charles
Kiedy wyszliśmy z gabinetu pani dyrektor skierowaliśmy się ku wyjściu ze szkoły. Na podjeździe czekało sześć levibotów, ale żadne z nas nie wiedziało jak się je prowadzi.
Dopiero po chwili spostrzegłem mały biały guzik odpalający urządzenie. Lex oczywiście Odpalił swój levibot bez najmniejszego problemu chwilę przed nami, ale nie raczył nam pomóc W końcu jednak wszystkie maszyny zostały uruchomione, więc mogliśmy ruszać.
- Dokąd lecimy? - Zapytał Mike
- Najpierw do miasta. Musimy znaleźć miejscowe planetarium i dowiedzieć się czego szukać.
- A co nam da jakieś planetarium?
- W magicznym wymiarze jest ponad sto planet które są zalane całkowicie morzami.
- Tak, to rzeczywiście jest problem
- Sam widzisz jak bardzo ciężkie jest to zadanie. - odparłem
- Hej, a może nasi przewodnicy nam pomogą. - Rzucił nagle Miron
- Nie sądzę. W nocy rozmawiałem z Selino na ten Temat, ale nic nie mógł zrobić. Powiedział tylko, że porywacz jest coraz słabszy. Utrzymywanie osłon magicznych wyczerpuje jego moc.
- Więc musimy zaczekać, aż będzie na tyle słaby, że nie będzie mógł walczyć. - zaskoczył mnie Mike swoja błyskotliwością umysłu.
- Tak, ale nie wiemy na jakim poziomie jest jego moc, ani, gdzie mamy go szukać, a przecież nie możemy pozwolić, by on zginął.
- Zgoda, trzeba się śpieszyć.
- Nie podejmuj pochopnych decyzji, Mike.
-Dalej, do Planetarium miejskiego
Przez większość czasu podróży do miasta raczej się nie odzywaliśmy. Byliśmy bardziej skupieni na prowadzeniu levibotów, a czynność ta nie należała do łatwych. Na panelu Kontrolnym był ogrom guzików i guziczków mnóstwo wyświetlaczy pokazujących stan maszyny. Zanim rozszyfrowaliśmy co do czego służy minęło może z dziesięć minut.
W końcu jednak opanowaliśmy nasze pojazdy i ustabilizowaliśmy lot. Ponadto odkryliśmy, że leviboty mają zdalnie sterowaną nawigację w pełni zintegrowaną z magią.
Kiedy dotarliśmy do centrum miasta zobaczyliśmy wielki kilkupiętrowy budynek z szyldem głoszącym "MagiPlanetarium - Wielowymiarowa mapa kosmosu wymiaru magicznego" Wejściowy korytarz był bardzo mroczny , ale przy kasach było wręcz oślepiająco jasno
- Poprosimy siedem biletów. Sześć ulgowych i jeden zwykły - Powiedział Cornelio, po czym coś zabrzęczało i po chwili już trzymał w ręce pliczek biletów.
- 12.00$ - Powiedziała kasjerka wręczając paragon
- Proszę bardzo, reszty nie trzeba- powiedzial po czym odeszliśmy od kas w głąb pomieszczenia pokazującego jak wygląda aktualnie wymiar magiczny
- Wow, Jakie to jest piękne - Westchnął Mike
- Normalnie zapiera dech w piersiach! - powiedział zszokowany Louis
- Hej, czy to nie Donna? - zapytałem pokazując na małą zieloną planetę w oddali
- Tak to ona. - Odpowiedział Cornelio - a tam dalej Pegaz i Karot również zalane wodą.
- To musi być jedna z nich. - Powiedziałem
- Pomyślmy... Donna to nasz dom, więc odpada. To by było zbyt proste. Na Pegazie wody dla ludzi są trujące. Również do kosza. Zostaje Karot. To tam musimy szukać Lilianów
- No to w drogę - Powiedziałem z fałszywym optymizmem
- Dobra. Zadzwonię do szkoły, i zarezerwuję pojazd, reszta niech idzie na zakupy. Przyda się nam jakiś prowiant i ubranie. Na karocie jest bardzo zimno, wiec lepiej zaopatrzyć się w kolekcję zimową.
- Widzimy się za godzinę na placu głównym.
- Aha i postarajcie się wydać nie więcej niż 500$.
- Nie ma sprawy. Cześć! - Powiedzieliśmy, po czym wyszliśmy z planetarium. Na ulicach miasta panował duży ruch. Nie było jak przejść. W sklepach kłębiło się mnóstwo ludzi. Ostatecznie jednak wypatrzyliśmy lukę w piekarni. Nikt przecież bez potrzeby nie kupuje pieczywa w południe. weszliśmy do niej i kupiliśmy kilka bułek i bochenek chleba pszennego. W sumie zapłaciliśmy siedem dolarów. Następny w kolejce był sklep spożywczy. Tam wydaliśmy 75.00$.. Potem odwiedziliśmy kilka sklepów z odzieżą,. Wizyta w nich kosztowała 300.00$. . W końcu, gdy kupiliśmy jeszcze parę drobiazgów poszliśmy do centrum na plac główny. Gdy stanęliśmy koło fontanny napisałem SMSa do Cornelio, o tym gdzie się znajdujemy, tak aby jak najkrócej zajęło mu odnalezienie nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz